DZIEŃ 122
Kiedy budzę się z pięknego snu, w
którym znów jestem w swoim ogrodzie i w czasie wolnego spaceru mogę oglądać
otaczającą mnie przyrodę, czuję zawód, którego nie da opisać się słowami.
Jednak od razu złe myśli odchodzą w dal, bo uświadamiam sobie, że być może już
za parę dni nie będzie mnie tutaj. Bardzo możliwe jest to, że nasza misja się
nie powiedzie, ale najważniejsze, że nie siedzimy bezczynnie. Działamy.
Przekręcam się na bok nie mając w
ogóle ochoty wstawać z łóżka. Widzę twarz śpiącego Harry’ego, którą okalają
pojedyncze loczki. Jest tak niepozorny i odmłodzony o parę lat, że uśmiecham
się na ten widok. Od razu nachodzi mnie ochota dotknięcia jego idealnego
policzka.
Nawet nie wiem kiedy, ale wstaje
z miejsca i robiąc zaledwie jeden krok znajduje się po jego stronie celi. Kucam
przed nim i wyciągam rękę przed siebie. Dotykam go najdelikatniej jak potrafię.
Nie chcę przerwać jego snu.
Myliłam się. Jego policzek nie jest idealny. To jego twarz jest nieskazitelna. Już wcześniej zauważyłam, że jest powalająco piękny, ale nie zdawałam sobie z tego tak bardzo sprawy.
Myliłam się. Jego policzek nie jest idealny. To jego twarz jest nieskazitelna. Już wcześniej zauważyłam, że jest powalająco piękny, ale nie zdawałam sobie z tego tak bardzo sprawy.
Widzę jak jego powieki powolnym
ruchem otwierają się. Nie wycofuje się zmieszana. Moja ręka nadal spoczywa na
jego policzku.
Zauważam jak zdziwiony
kilkakrotnie mruga powiekami. Jego szmaragdowe tęczówki lekko błyszczą pod
wpływem porannego światła.
-Coś się stało? – pyta zaspanym i
zachrypniętym głosem.
-Nic. – szepcze.
-To dlaczego zaraz po
przebudzeniu zobaczyłem twoją twarz, tak bardzo blisko mnie? – pyta lekko się
uśmiechając.
-Wyglądasz tak słodko kiedy
śpisz, że musiałam sprawdzić czy jesteś prawdziwy.
-Widzę, że dobry humor nadal cię
nie opuścił.
-Najwyraźniej tak. – odpowiadam,
a kąciki moich ust unoszą się do góry. Powoli oddalam się od niego i siadam na
swoim łóżku.
DZIEŃ 123
Pierwsze co słyszę to śmiech,
który wcale nie należy do tych miłych i zaraźliwych. Ten dźwięk jest szyderczy
i zły. Czuję pojawiającą się gęsią skórkę.
Najchętniej uciekłabym z tamtego
miejsca, ale ogarnia mnie ciemność. Nie widzę kompletni nic. Już wiem jak to jest być osobą niewidomą, ale nie mam pojęcia jak radzą sobie z tą okropną dezorientacją. Jedyne co czuję to
przejmujące zimno promieniujące od podłogi. O ile się nie mylę jestem naga.
Kolejna fala śmiechu, a ja mam
ochotę krzyczeć, aby przestali.
Po chwili do moich nozdrzy
napływa niezbyt przyjemny zapach potu, alkoholu i drogich perfum. Mam ochotę
zwymiotować, ale zaraz po tym czuję czyiś ciężar na swoim ciele. Zaczynam się
szarpać. Mam nadzieje, że uda mi się go zrzucić. Czuję jak łapie moje dłonie,
którymi próbuję znaleźć jego twarz i rozorać policzki. Wszystko, aby się od
niego uwolnić.
Potem czuję ból w okolicy krocza
i szept mężczyzny.
-Uspokój się. – Doskonale wiem do
kogo należy ten głos.
Nadal nie przestaje walczyć.
-Zostaw mnie! Zostaw mnie! Zostaw
mnie! – krzyczę bez przerwy i jestem pewna, że za chwilę zedrę sobie gardło,
ale tylko to daje mi nadzieje na to, że jakimś cudem zlituje się nade mną i
zostawi mnie w spokoju.
-April – słyszę przyjemny dźwięk
dochodzący gdzieś z oddali. Mimo, że nadal walczę próbując uwolnić się, to
jestem odrobinę spokojniejsza słysząc ten szept. – April! April! Spokojnie! To
ja Harry! Obudź się! – I w tym samym momencie podrywam się z miejsca. Siadam w
pozycji siedzącej i otwieram oczy. Jestem wolna. Choć w środku panuje półmrok
to nie jest to czerń, w której nie można dojrzeć kompletnie nic. Po chwili
zauważam, że mój oddech jest przyśpieszony, a po policzkach spływają łzy. – Już
wszystko w porządku. To był tylko sen. To nie działo się naprawdę. – Chłopak
trzyma mnie za ramiona i patrząc mi prosto w oczy powtarza te uspokajające
słowa.
-Harry to już się działo. – mówię
łamiącym się głosem. – Tam był znów Eric i paru innych mężczyzn i oni… Leżałam
na zimnej podłodze…
-Ciii…Skarbie…Już po wszystkim.
Myśl o tym, że już nigdy ich nie zobaczysz. Już niedługo będziesz w domu.
Obiecuje ci.
Siada na łóżku obok mnie i bierze
w swoje ramiona. W porównaniu z jego
posturą jestem jak małe dziecko, ale mimo to wtulam się w niego mocno tak jakby
to miało obronić mnie przed całym złem tego świata. Chłopak powoli buja się ze
mną w przód i w tył. Nawet pewnie nie zdaje sobie sprawy z tego jak bardzo mnie uspokaja. Po paru minutach zasypiam, ale nie śnią mi się koszmary.
***Harry***
Zaledwie sekundę przed
przebudzeniem, wystraszony mam ochotę poderwać się z miejsca. Czuję lekki
ciężar na moim torsie, ale zaraz po otwarciu oczu przypomina mi się to co
działo się w nocy. Mimo, że powinienem być zdenerwowanym na dziewczynę,
ponieważ przerwała chwilę mojego odpoczynku to stało się wręcz odwrotnie.
Wiedziałem, że prędzej, czy
później wspomnienia o tym feralnym dniu dadzą o sobie znać i albo dziewczyna
diametralnie się zmieni, albo będą męczyły ją nocne koszmary. Zdecydowanie wolę
tą drugą opcję, ponieważ w jakiś sposób mogę jej pomóc. W dodatku dzięki temu,
że April spoczywała w moich ramionach przez całą noc,
zafundowała mi chyba najspokojniejszy sen jakiego miałem przyjemność
doświadczyć w tym miejscu.
Chwilę patrzę na to jak jej
klatka piersiowa co chwile powoli się unosi, po czym delikatnie odgarniam
lśniące włosy z jej czoła.
Nie, nie zakochałem się w niej,
ale jak najbardziej mógłbym.
***April***
Około południa, kiedy parę
promieni słonecznych wpadało do naszej celi, drzwi uchyliły się, a w środku
pojawił się Joe. Moje oczy spoczęły na nim. Nie mówiłam nic jedynie wzrokiem
błagałam, aby powiedział cokolwiek.
Położył dwa talerze zupy na
stoliku, a ja wraz z Harrym mimo głodu nie rzuciliśmy się na niego.
-Dziś w nocy. – mówi krótko i po
prostu wychodzi. Chyba wiedział jak zareaguje na to po tym jak otępienie minie,
dlatego wolał jak najszybciej się ulotnić.
Spoglądam na Harry’ego, który
wydaję się być również jak ja oniemiały. Obydwoje nie spodziewaliśmy się, że
dzisiejszy dzień odegra kluczowy moment w naszym życiu.
~*~
Jemy posiłek w milczeniu.
Obydwoje musimy tak naprawdę
uświadomić sobie, że dziś, albo zdobędziemy wolność, albo w najlepszym
przypadku zostaniemy zabici. Jedno jest pewna. Dziś coś się zakończy.
-Tak długo czekałam na ten
moment. Nie mogłam doczekać się kiedy w końcu będzie coś wiadome w tej sprawie,
ale teraz boję się. – mówię niemal szeptem nawet na niego nie patrząc.
-Dla mnie wszystko jest lepsze od
siedzenia tutaj bezczynnie.
-Może i ty siedziałeś tu
bezczynnie, ale mnie w tym czasie torturowali i gwałcili! – Nie wiem nawet
kiedy tracę panowanie i zaczynam krzyczeć.
-Rzeczywiście masz racje. Przykro
mi. – łagodny ton jego głosu sprawia, że odrobinę się uspokajam. Spoglądam na
niego i jedyne co widzę w szmaragdowych tęczówkach to żal w czystej postaci.
-Przepraszam. Bardzo się
denerwuje.
-Spokojnie. Siedzimy w tym razem.
-Tak, ale przecież powiedziałeś,
że jeśli będziesz miał możliwość ucieczki, to zrobisz to nie zwracając uwagi na
mnie.
-Pamiętam, ale od tego czasu parę
rzeczy się zmieniło.
-O czym mówisz? – pytam
zainteresowana.
-Nie ważne.
-Jak to nie ważne? Myślisz, że
uda ci się mnie zbyć? – Czuję jak kolejny przypływ niekontrolowanego gniewu
zbliża się.
-Nie powinnaś o tym wiedzieć. – Nawet
na mnie nie patrzy co okropnie mnie irytuje. Staram się uspokoić przypominając
sobie jak jeszcze nie dawno odegnał ode mnie nocne koszmary.
-Właśnie, że powinna.
-Jestem tylko pasażerem, który ma
pomóc ci przetrwać ucieczkę. Gdybym nie dzielił z tobą celi i nie obiecał
Joe’mu tego, że będę cię chronił w życiu nie miałbym takiej możliwości. –
Chwilę myślę nad znaczeniem jego słów.
-To okropne, że nam dana jest ta
nadzieja, a inni być może w tym czasie będą przeżywać swoje ostatnie chwile. –
Przed oczami staje mi twarz Amandy, której nadzieja z każdą chwilą coraz
bardziej przygasa.
-Nie można na raz wszystkich
wypuścić. Jeśli uda nam się uciec będziemy mogli pomóc policji. Jeśli im się
poszczęści wszyscy zostaną wypuszczeni.
-Rzeczywiście masz racje.
Zapada chwila ciszy. Teoretycznie nie
powinna mi ona przeszkadzać, ale jest dokładnie odwrotnie. W takich
momentach jeszcze bardziej uświadamiam sobie, że to mogą być ostatnie chwile
mojego życia. Chcę rozmawiać z Harrym, bo bardzo możliwe, że jest to ostatnia
okazja do tego. Dlatego cieszę się kiedy pierwszy się odzywa.
-Musisz wiedzieć, że nie tak od
razu wrócimy do domu. Najpierw musimy skierować się do domku, który jest
kilometr stąd. Dopiero po paru dniach będziemy mogli próbować dostać się do
Londynu.
-Dlaczego? – pytam zdziwiona.
Wcześniej myślałam, że po przekroczeniu tych murów wszystko będzie o niebo
łatwiejsze. Jednak okazuje się, że będę musiała przetrwać trochę dłużej, aby
dostać się do domu.
-Joe twierdzi, że mają bardzo
wielu ludzi, którzy patrolują teren w odległości trzech kilometrów od tego
miejsca. Po paru dniach kiedy nas nie namierzą poddadzą się, bo będę myśleli,
że udało nam się uciec. Straż nie będzie już tak zaostrzona. Dopiero wtedy
będziemy mogli działać.
-Czyli mam rozumieć, że
znajdujemy się w środku jednego wielkiego lasu?
-Tak.
-A co jeśli się zgubimy?
-Mam mapę i kompas.
-No dobrze, ale skoro to jest
rozległy las, to wątpię, aby ktokolwiek tutaj mieszkał. Jedyny domek, który
tutaj się znajduje będzie głównym punktem ich poszukiwań. Nie będziemy tam
bezpieczni.
-Będziemy. Dom posiada głęboką,
bardzo dobrze ukrytą piwnicę.
-To wszystko jest o wiele
bardziej skomplikowane niż myślałam, że będzie na początku.
-Nie musisz zaprzątać sobie tym
głowy. Ja o wszystko zadbam.
-Jak w stadzie… - mówię
delikatnie uśmiechając się.
-Słucham? – pyta zdziwiony
chłopak przyglądając mi się chwilę ze wzrokiem mówiącym, że zwariowałam.
-Zachowujesz się jak samiec alfa,
który w stadzie dba o pozostałych.
-Oooo to nawet mi pochlebia! – Na
jego twarzy pojawia się szeroki uśmiech. – Przywódca zawsze jest silny i
piękny.
-Na pewno jesteś silniejszy ode
mnie. – Spoglądam na swoją sylwetkę porównując ją z jego umięśnionym ciałem.
-Ale piękniejszy już nie? Ranisz
me uczucia! – Teatralnie pada na materac łapiąc się za serce. Mimo, że wybucham
śmiechem widząc to co dzieje się przede mną dręczy mnie jedna myśl. Oczywiście,
że sądzę, iż Harry jest bardziej urodziwy ode mnie, ale nie mogę powiedzieć mu
wprost, że tak właśnie uważam. Przez to mógłby pomyśleć o wielu rzeczach, które
nie są prawdziwe.
~*~
Bardzo długo nie mogę zasnąć.
Przewracam się z boku na bok w między czasie przyglądając się olśniewającym,
srebrzystym promieniom Księżyca, które wpadają przez miniaturowe okienko.
Doskonale wiem, że muszę spać, aby nabrać sił na ucieczkę. Sam Harry
powiedział, że będziemy musieli dostać się do domku położonego kilometr stąd.
Później mogę nie mieć możliwości zaśnięcia. W dodatku obawiam się, że nie
wszystko pójdzie tak gładko jak zaplanowaliśmy.
Po paru godzinach zasypiam, ale
zanim wejdę w najwyższe stadium snu budzi mnie lekkie szarpanie za rękę i szept
nad moim uchem.
-April, wstawaj. To już czas. –
mówi Joe. Od razu podrywam się. Dziwię się, że mimo zmęczenia od razu
przypomina mi się o ucieczce i jestem gotowa na wszystko. – Masz spakowane
tylko najpotrzebniejsze rzeczy? Nie możesz wziąć wszystkiego, bo w razie
jakichkolwiek komplikacji będzie ci trudniej uciekać.
-Naprawdę mam tylko niezbędne
rzeczy.
-Jesteście gotowi? – pyta.
-Czekałem na ten moment odkąd się
tutaj pojawiłem. – odzywa się Harry. Spoglądam w jego stronę. Na jego twarzy
nie ma nawet odrobiny śladu stresu. Jedynie jego zielone oczy świecą z
podekscytowania.
Joe już chcę powoli wychodzić
kiedy łapię go za rękę.
-Czekaj. – mówię odrobinę za
głośno. Choć zazwyczaj jest tutaj bardzo cicho to w nocy jest jeszcze gorzej.
Mam wrażenie, że krzyczę. Przytulam się do niego co chyba trochę go dziwi, bo
na początku w ogóle nie reaguje. – Nie ważne, czy nam się uda. Musisz wiedzieć,
że jestem ci bardzo, bardzo wdzięczna za to co dla nas robisz. Gdyby nie ty
prawdopodobnie, albo dawno załamałbym się, albo któryś z nich skrzywdziłby mnie
jeszcze bardziej niż to miało miejsce. Bez ciebie nie pożyłabym długo i co
najgorsze nie miałabym w ogóle nadziei na to, że jakoś stąd wyjdę. Dziękuję.
Tak bardzo ci dziękuję. – Po moich słowach nastaje jeszcze głębsza cisza.
Niemal czuję jak powietrze wokół nas gęstnieje. Jeszcze raz mocniej ściskam
jego szyję po czym odsuwam. Na jego twarzy nie widzę kompletnie nic. Pracując
tutaj kamuflaż opanował do perfekcji. Zastanawiam się, czy potrafi jeszcze
pokazywać jakiekolwiek emocje? Czy wszystko zatrzymuje w środku? Nie ważne… Mam
nadzieje, że w jakiś sposób sprawiłam, że poczuł, iż jest naprawdę dobrym człowiekiem
i choć bierze udział, w naprawdę okrutnych rzeczach to zasługuje na to co
najlepsze.
-Lepiej
chodźmy już, bo niebawem może coś się zmienić i zamiast jednego strażnika na
karku możemy mieć ich pięciu.
~*~
Przemierzamy
niezliczoną ilość korytarzy. Jedyne co słyszę to nasze ciche kroki i
przyśpieszony rytm mojego serca. Żadne z nas nie odzywa się. Nie wiem, czy
powodem tego jest to, że boimy się, iż ktoś nas usłyszy, czy też zdajemy sobie
sprawę z tego, że musimy być maksymalnie skupieni, aby wszystko poszło z
planem.
Choć
nadal jestem w tych murach to z każdą sekundą podświadomie zaczynam czuć
zbliżającą się wolność.
Na
horyzoncie pojawiają się drzwi. Nie wiem skąd to wiem, ale jestem pewna, że
tylko one dzielą mnie od dawnego życia.
-To
tutaj. – szepcze Joe.
Odruchowo
uśmiecham się szeroko.
-Udało
się. – mówię.
-Tak. –
kiwa głową, a kącik jego ust unosi się. – Będę tęsknił.
-Ja
też. Jesteś wspaniały. – Jeszcze raz mocno, ale krótko przytulam go. Wiem, że
żadne słowa, ani czyny nie są w stanie pokazać jak bardzo wdzięczna mu jestem,
ale mam nadzieje, że te małe gesty pozostaną w jego pamięci i następnym razem
kiedy najdzie go wątpliwość przed
robieniem czegoś dobrego przypomni mu się właśnie ta sytuacja. – Możesz je
otworzyć? – pytam. Czuję łzy w oczach.
-Równie
dobrze ty możesz to zrobić.
-Nie
mam klucza.
-Są
otwarte.
-Przez
cały czas przetrzymywany byłem w otwartym budynku? – odzywa się Harry.
Wcześniej był jeszcze bardziej milczący niż my, dlatego zdążyłam zapomnieć o jego
obecności.
-Najwyraźniej
jesteśmy dla nich tak nikłym zagrożeniem, że nie kłopotali się tym.
-Beze
mnie nie bylibyście w stanie dostać się tutaj. Ja uczyłem się tej trasy przez
przeszło rok. Prawdopodobieństwo tego, że trafilibyście do właściwego miejsca
jest niewielkie.
-Czy
tylko ja mam wrażenie, że niepotrzebnie to przeciągamy. – mówi zielonooki.
-Tak.
Już czas. – Spoglądam na niego przelotnie posyłając uśmiech.
Kładę
swoją drobną dłoń na lodowatej klamce i powoli naciskam na nią. Boję się, że za
chwilę drzwi zaczną skrzypieć i będąc tak blisko wolności wszystko stracę.
Na
szczęście tak się nie dzieje. Świeże i chłodne powietrze uderza prosto w moją
twarz sprawiając, że mam ochotę się cofnąć. Zapomniałam jakim przyjemnym
uczuciem jest orzeźwienie. Mimo tego, że wokół panują ciemności dzięki
księżycowej poświacie mogę zobaczyć masywne pnie drzew oraz dywan liści
znajdujący się pod nami. Przepiękne miejsce, które straciło swój urok przez
grupkę ludzi z nadzwyczaj dziwnymi pomysłami.
Robię
krok do przodu. Czuję pod stopami miękkie podłoże. Na chwilę zamieram.
Spodziewam się czegoś co podkreśliłoby tą ważną dla mnie sytuacje. Nie ma
żadnej muzyki w tle, wybuchy fajerwerek. Panuje zmącona jedynie delikatnym
szumem drzew cisza, która idealnie pasuje do tego co się teraz dzieje.
Biorę
głęboki oddech starając się uspokoić galopujące serce.
Powolnym
krokiem dochodzę do linii drzew. Zatrzymuję się i obracam.
Przede
mną znajduje się imponujących rozmiarów stary i zniszczony budynek. Szare betonowe
mury niemal idealnie pasują do tego co dzieje się pod nimi. Jestem niemal
pewna, że właściciele opuścili go bardzo dawno temu. Wiem to przez to, że po
jednej ze ścian zaczynają piąć się różnorodne rośliny, z braku oświetlenia nie
mogę ocenić jakiego rodzaju. Przez to jak wygląda budynek nikt nie myśli, że w
pobliżu może dziać się coś strasznego. Nawet jeśli ktoś przypadkowo odnalazł to
miejsce po paru minutach opuścił je mając jedynie z tyłu głowy myśl: jakim cudem
w środku gęstego lasu jest jakikolwiek budynek?
Kątem
oka zauważam jakiś ruch. Tak bardzo byłam zaabsorbowana przyglądaniem się temu
budynkowi, że nawet nie zauważyłam tego, iż Harry jest tuż obok mnie. Widzę, że
robi dokładnie to samo co ja parę minut temu. Ja natomiast znów kieruję wzrok na
budynek, ale tym razem ostatni raz chcę zobaczyć Joe’go. Możliwe, że już nigdy
w życiu się nie spotkamy.
Nadal
stoi w drzwiach. Uśmiecham się do niego na tyle szeroko, aby mimo dzielącej nas
odległości mógł to zobaczyć. Kiwa głową dając mi niemy znak na to, że mamy już
iść, że on poradzi sobie tutaj sam. Pewnie posłuchałabym go gdyby nie to, że
zauważam jakiś nieznaczny ruch za jego sylwetką. Zanim pojmę do kogo należą
rude włosy jest już za późno. Udaje mi się tylko otworzyć usta, a po okolicy
rozlega się huk, który odbija się echem przez co mam wrażenie, że nie był to
tylko jeden wystrzał.
-Joe! –
wyrywa się z moich ust.
Niewiele
myśląc zaczynam biec przed siebie. Widzę zdziwienie wypisane na jego twarzy,
która sekundę później przyozdobiona jest grymasem bólu. Jeszcze przez chwilę
chwieje się po czym upada na kolanach. Widzę, że stara się przytrzymać futryny,
ale nawet na to nie ma już siły.
-April,
wracaj! – krzyczy Harry, ale dla mnie to zaledwie szept. Najważniejsze w tej
chwili jest to, że Joe jest ranny i może w każdej chwili umrzeć.
_______________________________________
Wiem, że mnie za to zabijecie, ale ja też mam ochotę zrobić z wami to samo!
No ludzie 100 obserwatorów i zaledwie 20 komentarzy!?
Coś jest chyba nie tak...
Ale i tak nie potrafię przestać was kochać! ;D
Poza tym mendy moje potrzebuje waszych głosów TUTAJ
BOOKHOLIC
Wiem, że mnie za to zabijecie, ale ja też mam ochotę zrobić z wami to samo!
No ludzie 100 obserwatorów i zaledwie 20 komentarzy!?
Coś jest chyba nie tak...
Ale i tak nie potrafię przestać was kochać! ;D
Poza tym mendy moje potrzebuje waszych głosów TUTAJ
BOOKHOLIC
Rozdział niesamowity <3
OdpowiedzUsuńCzekam na next'a z niecierpliwością :-P
Zapraszam na moje blogi:
http://forbidden-luke-hemmings.blogspot.com/
http://opowiadanie-tom.blogspot.com/
Awww. "Nie zakochałem się w niej, ale jak najbardziej mógłbym." Styles idioto, pewnie już to zrobiłeś, ale jeszcze o tym nie wiesz. :D
OdpowiedzUsuńZauważyłam, że Harry w tym rozdziale był dziwnie miły. Obeszło się bez większych awantur, nawet nie był zły, gdy tak siedziała i dotykała go po twarzy. No i to, jak ją uspokajał i jak razem zasnęli.
Czyżby zimny dupek coraz bardziej się w nim wypalał? April najwyraźniej czyni cuda.
Szkoda, że zakończyłaś w takim momencie, bo nie wiem jak wytrzymam do kolejnego rozdziału! Życzę dużo weny i wolnego czasu, bo myślę, że nie tylko ja chcę czytać jak najwięcej Twoich notek, opowiadań.
Do następnego. xx
Ma sie im udac slyszysz! Ma sie im UDAĆ!!!
OdpowiedzUsuńAaa nowy rozdział ! Jak się cieszę =) ! Mam nadzieję że zdołają uciec - muszą ! - Jestem już ciekawa kolejnego :D
OdpowiedzUsuńOMFG pojebana jakaś
OdpowiedzUsuńciekawe czy im sie uda uciec
Meeeeegggaaaaaa suuuppoooooo xdddd kocham cię
OdpowiedzUsuńByło tak blisko...
OdpowiedzUsuńJoe :(
fajny czekam na next :D !!!!!!!!!!!! <3333333 / Atka ;)
OdpowiedzUsuńJeju, biedny Joe . Nie wiem dlaczego, ale to moja ulubiona postać. Rozdział jest genialny i naprawdę ciekawy. Nie mogę się już doczekać następnego.
OdpowiedzUsuńJej ... ile emocji ;) oni muszą uciec! muszą, muszą, muszą!! Pisz dalej :D Za chwilę jajko zniosę normalnie :D Pisz :)
OdpowiedzUsuńWow! Świetny rozdział. Wreszcie coś się dzieje... Czekam na ciąg dalszy i to bardzo niecierpliwie ;)
OdpowiedzUsuńNie wiem co napisać... Jeden z najlepszych rozdziałów :) Nie mogę się doczekać następnego, zwłaszcza, że zakończyłaś w takim momencie ;) Pozdrawiam i życzę duużo weny ♥
OdpowiedzUsuńserio April ?! ty tak na serio ?! już byli tak blisko ! tak blisko ! a ty buuum ! April wraca do tego jebanego miejsca ! Harry ją zabije za to hahaha :D mam nadzieję że uda im się uciec i że Joe przeżyje to ;c ale no nie mogę zboleć no !! ;/ dobra czekam na kolejny ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ! xx
Nie! Czemu ona jest taka glupia? No czemu? Zamiast brać dupę w troki, to April-miłosierna-samarytaninka biegnie w podskokach na pomoc! A jakże by inaczej! Arg moja irytacja przekroczyła dzienny limit XD
OdpowiedzUsuńMimo to iż April jest moim skromnym zdaniem niedorozwojem, nadal ją kocham i mam nadzieję, że jej głupota nie zaprzepasci ich szansy na ucieczkę. XD
A tak swoją drogą to cię nienawidzę za ten rozdzial, serio XD
Totalnie mnie zaskoczylas i wkorzylas jednoczesnie! Nie wiem jak to robisz, ale każdym rozdziałem wzbudzasz we mnie skrajne emocje. A potem się dziwią, że chodze taka zdenerwowana, z mina 'bez kija bie podchodz' XD
Tak czy inaczej czekam na nn :))
Rozdzial swietny, tyle emocji. Mam nadzieje ze bedzie cos w stylu ze Harry zdazy zatrzymac April i zaciagnie ja do tego domku, zeby uciec bo obiecal to Joe'mu.
OdpowiedzUsuńNie moge sie doczekac kolejnego! :D
Suuuuper *.* Mam nadzieję że Joe nie umrze i że uda im się uciec...
OdpowiedzUsuńCzekam na następny rozdział i powodzenia w pisaniu xx
PS. Tutaj kolejny trzymający w napięciu ff, polecam
http://psychopathic-fanfiction.blogspot.com/
ŁOŁ :** Cudowny juz nie mohe sie doczekac nexta :)
OdpowiedzUsuńSuper
OdpowiedzUsuńTak blisko tego zeby poszlo wszystko z planem ,a tu nagle Joe jest ranny, na jacie ,musialas to napisac?nie moglo byc idealnie?wiem ze nie moglo,bo przeciez to jest akcja,ktora bardzo kocham <3
Tak jak i ciebie <3
Za to ze piszesz taka wspaniala rzecz , takie cudo *.*
Zycze weny i do nastepnego :*
"Nie zakochałem się w niej, ale jak najbardziej mógłbym" Styles jebne cię zaraz. I ty niby tego nie zrobiłeś?
OdpowiedzUsuńApril, ciebie też jebne! I tego rudego też jebne! Wszystkich jebne kurwa! Dziewczyno tyś poskradała wszystkie zmysły, czy co do kurwy! I ona tak niby chce uciec a ZAWRACA kurwa?! Jehfjbccjjdbdxjcjfncjdjdbfbgfjwjjdjdj emocjeeeeeeeeee :oooooooo dobra czekam NA następny! *♡*
Joeeeeeeee! Nie no, to nie jest fair. Zawsze ten najporządniejszy obrywa. I jak tu wytrwać do następnego rozdziału? Dobrze, że zbliżają się wakacje, choć jedno pocieszenie :P
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i do następnego Mendo :*
Niech uda im się uciec! Życzę im tego z całego serca! ;>
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, czekam na nn :)
Super opowiadanie !!!
OdpowiedzUsuńJaka akcja super *o* <3
OdpowiedzUsuńMa im się udać ! Joe :-:
OdpowiedzUsuńO Jezu jak mogłaś !? ;D
OdpowiedzUsuńNie no .. boski rozdział ale mam nadzieje że uciekna ! ;)) nie mogę się doczekać nn :) ♥
+ Weny xx.
ej no halooo!!!! weź ich w końcu uwolnij bo to jest trochę monotonne. to nie zmienia faktu, że twój blog jest zajebisty ale mogiby już uciec. April mogła nie wracać, a przynajmniej niech jej nikt nie złapie!!
OdpowiedzUsuńI tak Cię kocham ale pomyś nad tym, bo w końcu zawieje nudą.
Pozdrawiam skarbie
@olciiiia97
P.S. akcja w tym rozdziale.... zajebista no i może się zakochają ? loffki
Wspaniały rozdział!
OdpowiedzUsuńOmg. Nie wierze. Wydostali sie ale... joe :'(
OdpowiedzUsuńZaparło mi dech w piersiach.
No ja pierdole wieje z tamtąd kurwa a nie no kurwa i dupa z ucieczki ;__________;
OdpowiedzUsuńO ja tobsie porobilo przez ten rozdział twoje opowiadanie jest jeszcze lepsze mam nadzieje Ze uda im się uciec :D
OdpowiedzUsuńJoeee!!! Tak bardzo byc chciala, zeby nic mu sie nie stalo!!!!!
OdpowiedzUsuńProsze uwolnij ich juz !!!! Juz duzo mudieli wycierpiec!!! (Harry siedzial na (seksownym hahah) tylko i nic nie robil, ale April przezyla duzo)
Swietny rozdzial ;)
Czekam na nastepny *-*
@andrejjj99
Ps. Moglabys mnie informowac ?? ;)
bardzo fajny rozdział i bardzo wciąga :)
OdpowiedzUsuńO kurdee, wooow, nie spodziewałam sie tego serio. czekam na kolejny z niecierpliwościa :)
OdpowiedzUsuńomg *o* wieczorem znalazlam twoj blog i nie moglam sie odciagnac ;d nie spalam nic xd
OdpowiedzUsuńW takim momencie? Zżera mnie ciekawość, kobieto! Bardzo miło się czyta ;)
OdpowiedzUsuńhttp://fifty-shades-of-harry-styles.blogspot.com/
No nexta dawaj!
OdpowiedzUsuńKiedy nn?
OdpowiedzUsuńOMG*_*...to z ucieczki pewnie nici;///...w taki momencie;O..???...boski rozdział...<3..czekam na nexta..;33
OdpowiedzUsuń