piątek, 22 sierpnia 2014

28



-Czy mogę prosić? – odzywa się ktoś stojący obok. Przy okazji sprawia, że wracam na ziemie. Po ostatniej piosence One Direction nie jestem w stanie racjonalnie myśleć. Wszystko w głowie mi się plącze. Mam nieodparte wrażenie, że tym tekstem Harry chciał mi coś przekazać. Niestety o wiele bardziej wolałabym usłyszeć słowa, w których deklaruje swoją przyjaźń. Wtedy byłoby o wiele łatwiej.
                Spoglądam w górę i widzę tego chłopaka, który sprawił, że moje życie okropnie się pokomplikowało, ale również nabrało trochę więcej kolorów.
                -Tak. – Bez zastanowienia chwytam jego ciepłą i silną dłoń. Od razu w głowie odnotowując to jak bardzo jego zachowanie różni się od tego co na jego miejscu zrobiłby Jacob. Na pewno nie złapałby mnie bezpośrednio za dłoń, a w szczególności tańcząc nie przysunąłby się tak bardzo blisko mnie.
                -Czy możemy zatańczyć inaczej? – pyta. Wiem, że chcę zrobić to w taki sposób jak w czasie wspólnej kolacji.
                -Nie wiem, czy to będzie odpowiednie w tym miejscu. – mówię lekko wystraszona.
                -Za chwilę na scenę wyjdzie mój przyjaciel i zaśpiewa taką piosenkę, przy której będzie naprawdę bardzo trudno tańczyć w taki sposób. Poza tym łatwiej będzie się nam rozmawiało.
                -W takim razie dobrze. – Delikatnie i niepewnie oblatam jego kark przy okazji wbrew woli gładząc drobne loczki. Natomiast on łapie mnie w talii i przyciąga bliżej siebie. – Bardzo podobała mi się wasza piosenka. Była równie piękna jak ta, którą zaśpiewałeś mi w celi.
                -Dziękuję, ale zapewne ta była o wiele smutniejsza. Pewnie zauważyłaś, że jest ona głównie o zazdrości i niespełnionej miłości.
                -Tak i choć zazdrość przeważnie uznaję za coś złego, to akurat w tym utworze jest ona uzasadniona. Ktoś kto to napisał musiał przeżyć to sam, aby oddać ten klimat tak doskonale.
                -Właściwie to ja jestem autorem.
                -Ah… - tylko tyle udaje mi się wydusić.
                Muzyka cichnie, a ja spoglądam na scenę i widzę niezbyt wysokiego, rudowłosego mężczyznę z gitarą.
                -To jest właśnie mój przyjaciel. Ed Sheeran. – mówi.
               
                 
Po krótkim przedstawieniu się mężczyzna zaczyna uderzać o struny swojej gitary. Zauważam, że na scenie nie ma innych muzyków. Jest tylko on i jego instrument. Dopiero później dołącza do niego pianista. Widzę jak zamyka oczy i zaczyna śpiewać.

*When your legs don't work like they used to before
And I can't sweep you off of your feet
Will your mouth still remember the taste of my love
Will your eyes still smile from your cheeks
               
 -Czy będzie ci przeszkadzało jeśli również będę śpiewał. Uwielbiam tą piosenkę i nie potrafię się powstrzymać. – odzywa się po pewnym czasie, a ja zdaje sobie sprawę, ze zostałam bez końca pochłonięta przez muzykę, którą aktualnie wykonuje jego przyjaciel.
                -Oczywiście. Nie dziwię ci się. Ja również zaczynam ją kochać.

**So honey now...
Take me into your lovin' arms
Kiss me under the light of a thousand stars
Place your head on my beating heart
I'm thinking out loud
That maybe we found love right where we are
                 
Oparłam głowę o jego ramię nie dbając o to, że nie powinnam tego robić. Wsłuchuję się w jego głos oczarowana i wiem, że tę chwilę zapamiętam do końca życia i nic piękniejszego mnie nie spotka.

***Cause honey your soul
Can never grow old
It's evergreen
Baby your smile's forever in my mind and memory
                 
Piosenka się kończy, a my nadal stoimy bardzo blisko siebie.
                -Nie rozumiem dlaczego na wcześniejsze przyjęcia moi rodzice nie zaprosili ciebie ani twojego przyjaciela. Przecież wasze piosenki są niesamowite, a choć dla wszystkich to zupełni obce klimaty to nikt nie ma nic przeciwko.
                -One Direction zostało zaproszone z powodu tego, że się przyjaźnimy, a o Edzie nikt nie wiedział. Po prostu z nami przyjechał, a ja stwierdziłem, że powinien wystąpić. Jest niesamowicie utalentowany.
                -Tak i w dodatku widać, że kocha to co robi.
                -Możemy iść się przewietrzyć? – pyta lekko odsuwając się ode mnie.
                -Tak. Potrzebuje świeżego powietrza. – stwierdzam.
                Łapiemy się pod rękę i uśmiechając się do gości wychodzę na dwór. Od razu uderza w nas zimne, niemal lodowate powietrze. Od razu czuję na swoich nagich ramionach gęsią skórkę. Harry zauważa to i zaczyna ściągać swoją marynarkę.
                -Nie, naprawdę nie musisz. Po prostu wrócę i wezmę ze swojego pokoju…
                -Mi to nie jest potrzebne, a wolę żebyś tam nie wchodziła, bo na pewno ktoś cię złapie i nie będziemy mogli pobyć trochę razem, a bardzo mi na tym zależy. Strasznie się za tobą stęskniłem.
                -Ja za tobą również. – posyłam mu delikatny uśmiech i przyjmuje jego podarunek.
                -Jeszcze raz przepraszam za to co wtedy zrobiłem. Nie wiem co się ze mną stało. Po prostu nie mogłem się opanować.
                -Przestań. Już odkupiłeś swoje winy. Przy okazji mówiąc był to wspaniały gest.
                -Cieszę się, że spodobał ci się mój pomysł. Dużo mówiłaś o tej stołówce, więc pomyślałem, że jest to dla ciebie coś ważnego.
                -Nawet nie wiesz jak.
                -Nareszcie miałem okazję poznać twojego narzeczonego. – mówi zgorzkniałym głosem.
                -Nie widziałam, abyś był tym jakoś szczególnie podekscytowany. Myślałam, że pragniesz tego i szczerze powiedziawszy spodziewałam się z twojej strony nieco innej reakcji.
                -April. Proszę cię. Nigdy nie zmuszaj mnie do tego, abym uśmiechał się do faceta, którego nienawidzę, bo najnormalniej w świecie nie zrobię tego.
                -Jak możesz go nienawidzić skoro nie wiesz jaki jest.
                -Wystarczy mi to, że ma się z tobą ożenić.
                -Co w tym takiego złego. Poznałam go trochę i jest naprawdę bardzo sympatyczny. Myślę, że powoli stajemy się przyjaciółmi. Teraz perspektywa poślubienia go nie wydaje mi się być taka zła.
                -Czy ty słyszysz siebie! Znów się zmieniasz w zombie do bólu posłuszne rodzicom. Nawet wmówiłaś sobie, że ten laluś jest dobrym materiałem na męża. Obudź się! Wcale tak nie myślisz! Już zapomniałaś jak mówiłaś, że po powrocie zmienisz swoje życie? Mi się udało, ale ty jak na razie nic nie robisz.
                -Harry. To nie jest takie proste jak się wydaje. Poza tym naprawdę lubię Jacoba i sądzę…
                -Nie powinnaś tylko lubić swojego narzeczonego. – szeptem przerywa mi. Łapie mnie za dłonie i staje naprzeciwko mnie spoglądając w moje oczy. Od razu słucham go jak zahipnotyzowana. – Za każdym razem kiedy go zobaczysz twoje serce powinno przyśpieszyć. Za każdym razem kiedy usłyszysz jego głos powinnaś zadrżeć. Za każdym razem kiedy nie będziesz widziała go bardzo długo powinnaś umierać z tęsknoty. – milknie na chwilę. - Małżeństwo to wybór na całe życie. Musisz poślubić osobą, którą kochasz.
                -Do ślubu zostało jeszcze sporo czasu. Być może uda mi się go pokochać.
                -Nie. To jest niemożliwe. Gdybyś miała go pokochać od początku między wami byłaby chemia, która już na pierwszy rzut oka widać, że nie istnieje.
                -Harry, co cię to w ogóle obchodzi! Pamiętam jak w celi mówiłeś, że po wydostaniu się już nigdy więcej się nie zobaczymy, a teraz ewidentnie starasz się manipulować moim życiem!
                -Mówiłem ci wiele razy, że dużo rzeczy się zmieniło! Poznałem cię, tak naprawdę i zdałem sobie sprawę, że jesteś osobą niezwykle wartościową.
                -Co nie zmienia faktu, że posuwasz się za daleko. Wyjdę za kogo będę chciała, a ty nie masz tu nic do powiedzenia. – Chcę wyrwać dłonie z jego uścisku, ale nie mogę z powodu jego ogromnej siły.
                -Nie zrobisz mi tego.
                -Opanuj się! Bo jeszcze pomyślę, że jesteś zazdrosny! – staram się zdobyć na szyderczy uśmiech, którym on tyle razy mnie obdarowywał.
                -Tak! Jestem! To mnie niemal zabija! Ta piosenka, którą śpiewałem została napisana dopiero wczoraj. Specjalnie na tą okazję. Chciałem zobaczyć jak zareagujesz.
                -I co usatysfakcjonowałam cię?!
                -Tak. Robiłaś dokładnie to co przewidywałem. To dało mi nadzieje.
                -Na co Harry? – pytam i czuję jak moje ciało zaczyna drżeć, ale na pewno nie z zimna. Chłopak unika mojego wzroku, dlatego zdenerwowana pośpiesznym ruchem wyrywam swoje dłonie z jego uścisku i łapię jego twarz w swoje dłonie tak, aby spojrzał mi prosto w oczy. – Powiedz.
                -Miałem nadzieje, że ty… również możesz mnie kochać. – To jak bardzo żałuje, że dociekałam do prawdy jest nie do opisania. Jego wzrok cały czas skupiony jest na mojej twarzy, a ja zastanawiam się, czy widzi to przerażenie, które mnie sparaliżowało. Puszczam jego twarz i robię krok w tył.
                -Jesteś dla mnie naprawdę ważny, ale nie w ten sposób. – szepczę roztrzęsiona.
                -Bzdury! Nadal oszukujesz sama siebie!
                -Skąd ty niby możesz wiedzieć co czuję?!
                -Gdybyś mnie nie kochała to nie całowałabyś z taką pasją, oderwałabyś ode mnie wzrok kiedy śpiewałem i nie wzruszyłabyś się, nie drżałabyś w mojej obecności.
                -Przestań wygadywać te wszystkie bzdury! – wykrzykuję przerywając mu. Jestem przerażona i cała się trzęsę. Mam wrażenie, że chłopak zajrzał do najgłębszego zakamarka mojego umysłu i zna każdą moją tajemnice.
                -To nie bujdy. Sama sobie to w tej chwili uświadomiłaś, ale nie przyznasz mi racji.
                -Do czego zmierzasz Harry? – pytam zduszonym głosem.
                -Kocham cię. – szepcze, a ja patrzę na niego rozszerzonymi ze zdziwienia oczami.
                -Robisz sobie ze mnie żarty? Myślisz, że jestem głupia? Ty sam mówiłeś, że nigdy nie będziemy razem. Pamiętam te słowa jakbyś wypowiedział je dziś.
                -Tak, ale zaraz potem powiedziałem, że jesteśmy dla siebie czymś więcej niż przyjaciółmi. Byłem taki głupi myśląc, że tylko ja żywię do ciebie tak silne uczucia. Dopiero będąc w domu i bez przerwy o tobie rozmyślając zdałem sobie sprawę z paru rzeczy.
                -Przestań mnie okłamywać! Idę stąd. Nie mam zamiaru dłużej cię słuchać! Naprawdę znów musiałeś wszystko popsuć?! – Nie czekając na jego odpowiedź odwracam się i chcę już odejść, ale w tym samym momencie on łapie mnie za dłoń i pociąga w swoim kierunku. Wpadam na niego, a dłonie opieram o tors. Jesteśmy okropnie blisko siebie. Za blisko.
                -Skarbie. Proszę nie rób mi tego. Nie zostawiaj mnie. Nie wybieraj jego. – Widzę łzy pojawiające się w jego oczach. Trzyma mnie w swoich ramionach tak mocno jakbym miała nigdy w życiu więcej się do niego nie zbliżyć. Po moim policzku toczy się łza, którą od razu scałowuje chłopak. Mój oddech znów przyśpiesza i tym razem sama się do niego przybliżam. – Nie potrafię już bez ciebie żyć. Te parę dni, w czasie, których cię nie widziałem były dla mnie koszmarem. Znów stawałem się obojętnym na wszystko dupkiem.
                -Proszę, przestań. – mówię szlochając.
                -Nasz związek nie będzie idealny. Będziemy się kłócić, a czasami będziemy mieć siebie dosyć do takiego stopnia, że nie będziemy chcieli na siebie patrzeć, ale właśnie tak ma być. Nie będziemy stwarzać pozorów. Będziemy po prostu szczęśliwi. Jeśli musisz niedługo wyjść za mąż to ja już w tej chwili jestem gotów ci się oświadczyć, bo wiem, że jesteś jedyną kobietą w moim życiu, która sprawiła, że zwariowałem i tylko z tobą chcę spędzić resztę życia. – Całuje mnie w czoło, a kciukiem ociera z moich policzków łzy. – Oczywiście nie musisz od razu podejmować decyzji. Dam ci czas, a wtedy przyjdę i poważnie porozmawiam z twoimi rodzicami. Jeśli to nie wypali jestem w stanie uciec z tobą na drugi koniec świata.
                -Wiesz, że to brzmi nierealnie. To jest niemożliwe. Przykro mi Harry.
                -Dobrze. W takim razie. Spojrzyj mi prosto w oczy i powiedz, że tak naprawdę nic do mnie nie czujesz. Wtedy odejdę, bo nie będę w stanie dłużej być tylko twoim pieprzonym przyjacielem. Będziesz mogła w spokoju wyjść za swojego księcia i prowadzić „idealne życie”.
                W tej chwili nie wiedziałam co mam zrobić. Serce razem z umysłem toczyło walkę, która miała zadecydować o moim dalszym życiu.
                -Harry. To co mówiłeś jest przepiękne. Niestety to twoja wyobraźnia podpowiada ci, że czuje do ciebie coś więcej niż przyjaźń. – mówiąc to uspokajam się. Już nie płaczę, a jedynie z poważną miną patrzę prosto w jego oczy.
Chyba udaje mi się osiągnąć zamierzony efekt, bo chłopak puszcza mnie. Cały czas wpatruję się w niego. Jestem w szoku, bo nie zauważam, ani odrobiny jakichkolwiek emocji na jego twarzy. Potem po prostu odwracam się, a po chwili przyśpieszam chcąc jak najszybciej znaleźć się w budynku. Po drodze słyszę ciche „Żegnaj”, które dziwnym echem odbija się w mojej głowie. Zdaje sobie sprawę, że na ramionach mam jego marynarkę. Pośpiesznie zrzucam ją ze swoich ramion. Nie chcę mieć niczego co do niego należy.
Zaczynam płakać tak mocno, że przed sobą nie widzę kompletnie nic. Na szczęście dopóki nie dotrę do własnego pokoju nie wybucham szlochem.

Od tamtego momentu minęło 7 lat, a Harry’ego zobaczyłam tylko raz. Odprowadzałam akurat moją czteroletnią córeczkę do przedszkola, kiedy minęłam go na drodze.
Zauważył mnie mimo tłumów ludzi, który w tym momencie gdzieś gnał. Nie zmienił się zbytnio. Jego policzki pokrył lekki zarost, a ramiona stały się odrobinę bardziej masywne. Dopóki nie przeszliśmy obok siebie czułam się jak zahipnotyzowana. Zapomniałam o tym, że jestem już szczęśliwą żoną Jacoba, mam własny dom, w którym znajduje się pokój Amelii i Toma oraz buda dla psa. Potem kontakt wzrokowy zerwał się, a ja oniemiała stanęłam na środku chodnika. Dopiero po chwili byłam w stanie się odwrócić, ale jego już nie było.
Kolejne trzy lata później, dowiedziałam się o jego śmierci. One Direction już nie istniało. Wszyscy członkowie zespołu założyli własne rodziny. Tylko nie on.
Przedawkował narkotyki…
Bez zastanowienia poszłam na jego pogrzeb. Moje sumienie nie pozwoliłoby mi dalej funkcjonować gdybym tego nie zrobiła. Starałam się trzymać w cieniu, aby nikt nie zobaczył złości na mojej twarzy spowodowanej tym, że pożegnać kręconowłosego przyszło więcej fotoreporterów niż bliskich ludzi.
Nie potrafiłam powstrzymać łez, ale wcale nie były one wywołane tym, że umarł. Wiem, że w ciągu tych paru lat stał się całkowicie inną osobą, ale mimo to najbardziej żałuje, że wtedy kiedy go zobaczyłam nie zareagowałam szybciej i nie powiedziałam mu prawdy. Powinien wiedzieć. Może wtedy zdałby sobie sprawę z tego, że nie jest całkowicie bezużyteczny, że zrobił coś wspaniałego czego nigdy nie zapomnę.
Harry Styles nie był tylko moją największą, pierwszą miłością. Mnie nie udało mu się uratować, ale za to stał się wybawicielem moich dzieci, które mogą żyć tak jak przeciętni mieszkańcy Londynu.  
____________________
Mam ogromną nadzieję, że nie obrazicie się na mnie śmiertelnie za zakończenie. Wiem, że spodziewaliście się czegoś innego, ale stwierdziłam, że chcę aby to opowiadanie było w pewien sposób autentyczne, a w życiu niestety nie następują same happy end'y. 

 Dziękuję wam za ogromne wsparcie, dzięki któremu udało mi się dokończyć to opowiadanie. 
Najbardziej cieszy mnie to kiedy czytam, że dana osoba jest ze mną już przez kolejne opowiadanie :D 

Zapraszam na moje nowe opowiadanie, o którym wcześniej trochę wspominałam. 
Jest już pierwszy rozdział i zwiastun :)


...oraz blog z recenzjami książek, na którym co chwilę pojawiają się nowe lektury.

PS: Przez to, że utworzyłam nowe konto na bloggerze musiałam zmienić wygląd bloga ;/

Mam nadzieje, że wraz z zakończeniem tego bloga nie pożegnacie się ze mną ;)

Kocham was :* <3

wtorek, 12 sierpnia 2014

27



W ogóle nie mam ochoty na wybieranie sukienek. Układanie fryzur i przywoływanie sztucznego uśmiechu.
Od pogrzebu Joe’go minął już tydzień. Powinnam pogodzić się z jego śmiercią. Został godnie pochowany, a to jest najważniejsze.
Jednak nie tylko ta tragedia zaprzątała mi głowę.
Harry przez cały czas obecny był w moich myślach. Nawet w snach pojawiał się jak na mój gust o wiele za często.
Nie mam pojęcia, czy to znak, że powinnam wyciągnąć w jego kierunku przyjazną rękę, czy też brakuje mi go do tego stopnia, że popadam w obłęd.
Najgorsze jest to, że ilekroć przypominam sobie jego miękkie i ciepłe usta mam okropne wyrzuty sumienia.
Jacob jest wspaniałym człowiekiem. Dobry, zabawny i inteligentny. Na razie nie mogę nazwać go swoim przyjacielem. Nie znamy się zbyt długo, ale już zdążyłam znaleźć z nim wspólny język. Cieszę się, że to właśnie on, a nie inny gburowaty chłopak ma zostać moim mężem.
Wszystko byłoby idealnie. Byłabym w stanie zapomnieć o tych okropnych rzeczach, które musiałam przetrwać w zamknięciu. Śmierć Joe’go stałaby się czymś naturalnym, ale jest jeszcze Harry.
Chłopak, którego na początku nienawidziłam do tego stopnia, iż marzyłam o tym, aby wydostać się ze swojej celi i nigdy więcej już go nie zobaczyć. Dopiero po przebiciu się przez skorupę kłamstw i próżności zdałam sobie sprawę z tego, że jest osobą naprawdę wartościową, a swoim zachowaniem, czy gestami pokazał, że ma dobre serce.
To właśnie sprawiło, że zaczęłam go pragnąć.
Nieraz myślałam jakby to było gdyby to on zamiast Jacoba ubiegałby się o moją rękę.
~*~
Przyjęcie wydawane jest na cześć tego, że szczęśliwie wróciłam do domu.
Dlatego też muszę prezentować się nienagannie. Wszystkie oczy będą skierowane na mnie.
Po niedługim namyśle wybieram jedną z moich najnowszych czerwonych sukienek. Fakt, że wcześniej bardziej przylegała do mojego ciała, ale to nie zmienia faktu, że jej kolor idealnie pasuje do barwy moich włosów, które zwijam w luźny kok pozwalając aby parę kosmyków opadło na moją twarz. Pierwszy raz w życiu przeciągam po rzęsach maskarą.
Dopiero kiedy zakładam czarne buty na niezbyt wysokim obcasie spoglądam w lustro. Widzę siebie, ale jednak odmienioną. Jestem bardziej dojrzała, ale mogę przysiąc, że nie jest to tylko zasługa makijażu. To bagaż moich doświadczeń sprawił, że się zmieniłam.
~*~
Nigdy w życiu nie widziałam tak wielkiego przyjęcia. Nawet w czasie dwudziestej rocznicy ślubu moich rodziców była garstka z tego co widzę teraz.
Zastanawiam się, czy w ten sposób chcą okazać swoją miłość do mnie. Oczywiście, że emocjonalnie zareagowali kiedy zobaczyli, że nadal żyje, ale poza tym nie pokazali, że im na mnie zależy. Oczywiste jest to, że mnie kochają, ale ta ciągła oziębłość i rezerwa nieraz staje się nie do wytrzymania. Rozumiem, że jestem już dorosła, ale to nie znaczy, że nie potrzebuję odrobiny czułości. W tej chwili o wiele bardziej zadowolona byłabym ze zwykłego uścisku niż ogromnego przyjęcia, na którym znów będę musiała uśmiechać się i kłaniać różnym polityką, czy też arystokratą. Nie ważne, że większości z nich wcale nie znam.
Widzę moją matkę uśmiechającą się do mnie i rzucającą znaczące spojrzenie, które mówiło, że mam w tej chwili zejść na dół do gości. W jej mniemaniu to, że przyglądam się wszystkim zamiast uczestniczyć w zabawie jest oznaką braku manier.
Wykonuje jej polecenie, bo właśnie to należy zrobić.
Dopiero teraz zauważam, że w jednym z końców salonu znajduje się scena, która na poprzednich przyjęciach była o wiele mniejsza. Niewątpliwie rodzice postarali się. Ciekawa jestem jaki zespół zaprosili tym razem. Trochę dziwią mnie gitary, perkusje i inne instrumenty, które na pewno nie należą do muzyków klasycznych, którzy zazwyczaj się tutaj pojawiają.
-Przepraszam. – Ktoś delikatnie stuka mnie w ramie. Obracam się gwałtownie, a uśmiech od razu wkrada się na moją twarz. – Witaj. – mówi Jacob muskając wierzch mojej dłoni. – Olśniewająco dziś wyglądasz. – Stwierdza dyskretnie omiatając moją sylwetkę. Sposób w jaki to robi okropnie różni się od Harry’ego. Kręcono włosy w ogóle nie kryłby się z tym.
-Dziękuję. Ty również wyglądasz niczego sobie.
Od czasu pojawienia się Jacoba odczuwam ogromną ulgę. Doskonale wiedziałam, że będzie jednym z gości, ale nie rozmyślałam o tym zbytnio. Ważne jest to, że dzięki jego obecności, ten okropny wieczór minie jak z bicza strzelił.
~*~
Witam się z najróżniejszymi gośćmi, ale dziś jest to dla mnie wyjątkowo przyjemne, ponieważ jak się okazuje Jacob potrafi porzucić swoje dobre maniery i nieraz w zabawny sposób żartuje sobie z gości. Oczywiście oni nic o tym nie wiedzą. W efekcie po paru godzinach brzuch boli mnie tak, że muszę gdzieś szybko usiąść.
-Proszę! Zostaw mnie sadysto! Muszę odpocząć! – staram się przekrzyczeć ciemnoskórego mężczyznę, który myśli, że potrafi śpiewać.
-Dobrze. Dam ci chwilę przerwy, ale pamiętaj nie będzie ona trwała długo. Musisz przywitać kolejnych gości, którzy z niecierpliwością na nas czekają.
Zanim zdążę zaczerpnąć powietrza obok nas pojawia się mój ojciec.
-Kochanie mamy dla ciebie niespodziankę. – odzywa się. Modlę się tylko, aby nie wiązało się to z nadmierną uwagą ściąganą na mnie, bo choć nie mam problemu, jeśli chodzi o rozmowę z pojedynczymi osobami, to nienawidzę, kiedy tłumy patrzą się na mnie i obserwują mój każdy następny krok.
Wstaje ze swojego miejsca i posłusznie idę za mężczyzną. Najchętniej zapytałabym o co chodzi, ale nie ma to żadnego sensu i tak nie odpowie.
Jestem tak skupiona na tym, aby nie zgubić go w tłumie, że dopiero po paru sekundach opóźnienia zauważam, że się zatrzymał.
Widzę przed sobą piątkę znajomych twarzy. Nie jestem w stanie oderwać wzroku od jednego z nich.
-Razem z twoją matką doskonale wiemy, że razem z Harrym przeszliście bardzo wiele i właśnie w ten sposób zbliżyliście się do siebie. Dlatego też postanowiliśmy zaprosić go razem z zespołem tutaj.
Oczywiście moi rodzice nie mieli pojęcia, że zranione ramie to sprawka zielonookiego. Wolałam wymyślić jakąś tanią wymówkę niż narazić się na zakaz spotykania z nim.
Przez chwilę obydwoje mierzymy się skupionymi spojrzeniami.
Moje marzenie się spełniło, bo w końcu mogę zobaczyć go w garniturze. Wygląda nawet lepiej niż to sobie wyobrażałam. Jego twarz nie wyraża żadnych emocji. Jest jak kamień, a ja doskonale wiem, że tylko czeka na mój ruch, czy też jakiekolwiek słowo.
Nie czekając dłużej i nie zwracając uwagi na to, że wszyscy wokół witają się poprzez skinięcie głową, czy podanie sobie dłoni, niemal się na niego rzucam. Jak małpka uczepiam się jego sylwetki. Chłopak reaguje błyskawicznie. Od razu zamyka mnie w swoich umięśnionych ramionach.
-Tak bardzo za tobą tęskniłam. – mówię na tyle cicho, aby nikt inny nie mógł usłyszeć moich słów.
-Już się nie gniewasz? – pyta ostrożnie.
-Gdybym chowała do ciebie urazę to na pewno nie stałabym przytulona do ciebie.
-Dziękuję.
-Nie ma za co. – odpowiadam.
-Moich przyjaciół już na pewno kojarzysz, ale nie miałaś okazji ich poznać. – mówi kiedy się od siebie odsuwamy, a ja zdaje sobie sprawę, że choć widziałam go niedawno to okropnie tęskniłam za jego zielonymi jak żywa, zdrowa trawa tęczówkami.
-To jest Liam. – Wskazuje chłopaka stojącego najbliżej nas. Kiedy nasze spojrzenia się spotykają uśmiecha się do mnie szeroko, a jego ciemne, niemal czarne oczy błyszczą.
-Bardzo miło mi cię poznać. – ma typowy brytyjski akcent. Wyciąga w moim kierunku rękę.
-Mnie ciebie również. – odpowiadam. To najszczersza prawda. Chłopak wydaje się być niezwykle sympatyczny.
-To Zayn. – Kiwa w kierunku ciemnowłosego chłopaka o pięknej cerze koloru czekolady z mlekiem. Widzę, że spogląda na mnie nieco z rezerwą.
-Hej. – mówi jedynie.
-Witaj. – odzywam się nie pewna jak się zachować.
-To jest Niall. – Przed sobą widzę blondyna z niebieskimi oczami, ale nie tych z serii „prawie szare”, ale czysty jak ocean błękit. Uśmiecha się od ucha do ucha i zanim zdążę w jakiś sposób się z nim przywitać już tkwię w jego uścisku.
-Tak okropnie się cieszę, że wreszcie mogę cię poznać. – mówi nadal nie wypuszczając mnie ze swoich objęć. – Harry cały czas o tobie mówi. Wydajesz się być tak niesamowitą osobą, że z niecierpliwością czekałem na tą chwilę.
-Niall przesadzasz! – słyszę złość w głosie Stylesa.
-Dobra. Stary. Daj spokój, bo ją do siebie zniechęcisz. Jesteś trochę nachalny, jakbyś wcześniej nie zauważył. – Właściciel tego głosu wydaje się być strasznie rozbawiony tą sytuacją, ale dzięki niemu blondyn wypuszcza mnie ze swoich ramion, choć nie mam do niego za złe tego gestu. – Ja jestem Louis. – odzywa się mój wybawiciel. – Ten najlepszy z zespołu. Możesz mnie traktować jak lidera. – Nie mam pojęcia, czy mówi poważnie, ponieważ bez przerwy się śmieje.
-Nie przeginaj Lou. – odzywa się Zayn.
-Tak naprawdę w naszym zespole nie ma lidera. Nie słuchaj tych bzdur, April. – odzywa się Harry. Wiem, że z Louisem łączy go coś wyjątkowego, bo wcale nie ma mu za złe tego, że wywyższa się. Przeciwnie. Razem z nim ma niezły ubaw.
-O tutaj jesteś. – słyszę za sobą głos Jacoba. Dziwnie zdenerwowana i spięta spoglądam na Harry’ego. Marszcząc brwi patrzy na chłopaka badawczo. – Wszędzie cię szukałem.
-Miałam parę spraw do załatwienia. Przepraszam, że nie uprzedziłam cię o tym.
-Nic się nie stało.
Potem nastała niezręczna cisza. Czułam jak moje serce przyśpiesza. Niestety to, że cała szóstka wpatrywała się we mnie wyczekująco w ogóle mi nie pomagała.
-Jacob, to jest Harry. Mój przyjaciel. – odzywam się dłużej nie mogąc wytrzymać napięcia. – Harry, to Jacob. Mój… narzeczony. – mówię po chwili wahania. Nie wiem dlaczego przyglądam mu się z niezwykłą starannością. Chcę widzieć jak zareaguje na moje słowa.
Niestety Styles nie podaje ręki brunetowi, a tym bardziej nie stara się w jakiś sposób ukazać swojej sympatii. Jedyne co robi to mierzy go poważnym spojrzeniem. Byłam przygotowana na to, że chociaż Jacob pokaże swoje dobre maniery, ale myliłam się.
Kiedy już chciałam kontynuować przedstawianie reszty towarzystwa odezwał się Harry.
-Niestety musimy się z wami pożegnać. Za chwilę będziemy występować, dlatego musimy się przygotować. – Wcale nie chciałam opuszczać zielonookiego, ale wiedząc, że wraz z jego odejściem ta niezręczna sytuacja może minąć naprawdę się ucieszyłam.
-Ooo to wspaniale! – wykrzyknęłam. – Nie wiedziałam, że będziemy mieć przyjemność posłuchania was!
-Taaa. – mówi krótko i nawet nie zaszczycając mnie swoim spojrzeniem odwraca się i po prostu odchodzi. Jeszcze przez chwilę wpatruję się w jego niemal idealną, wysoką i szczupłą sylwetkę oddalającą się ode mnie.
~*~
Akurat intensywnie wpatrywałam się w scenę, na której pojawił się Harry wraz z jego zespołem kiedy obok mnie pojawił się Jacob. Machinalnie uśmiechnęłam się do niego. Byłam mu bardzo wdzięczna za to, że nie drążył dlaczego wokalista w stosunku do niego nie był zbytnio wylewny.
Ogółem mówiąc mój narzeczony miał niezwykłe poczucie o co można pytać, a co jest tematem tabu. Okropnie cieszę się, że w przeciwieństwie do moich rodziców, ich przyjaciół, czy też psychologów nie pytał nachalnie o to jak się czuję i czy już udało mi się pozbierać po tym co przeżyłam będąc w zamknięciu.
Prawda była taka, że chciałam zapomnieć, ale oni cały czas utrudniali mi to.
Nieraz miałam ochotę wykrzyknąć, aby przestali, ale zamiast tego na swoją twarz przywoływałam sztuczny uśmiech i posłusznie mówiłam to co by chcieli usłyszeć. Tak czuję się o niebo lepiej. Wracam już do normalności.
-To dziwne, że większość wieczoru spędziliśmy w swoim towarzystwie, ale nie mieliśmy okazji jeszcze zatańczyć. – odzywa się w momencie kiedy muzyka ma się za chwilę zacząć.
-Czy w ten właśnie sposób zapraszasz mnie do tańca? – pytam spoglądając na niego z uśmiechem błąkającym się na twarzy.
-Tak. – mówi krótko i podaje mi swoje ramie, które oczywiście przyjmuję na sekundę zapominając o tym kto pojawi się na scenie.


Kiedy wkraczamy na parkiet zaczyna lecieć muzyka. Diametralnie różni się ona od klasycznych melodii, które zazwyczaj tutaj wybrzmiewają. Widzę lekkie rozkojarzenie ludzi, którzy mimo wszystko starają się dostosować swoje tempo.
Zayn zaczyna śpiewać, a moje spojrzenie i Harry’ego spotyka się. Cały czas tańczę i wsłuchuję się w tekst piosenki, ale ni potrafię zerwać kontaktu wzrokowego. Próbuję cokolwiek odczytać w jego oczach, ale nie jestem w stanie, ponieważ tymczasowo zamieniły się w dwa kamienne szmaragdy.

*I hear the beat of my heart getting louder
              Whenever I'm near you

W czasie jego solówki przechodzi mnie potężny dreszcz, który wyczuwa nawet Jacob.
-Coś się stało? – pyta zatroskany zatrzymując się.
-Nie. Nic. – spoglądam na niego lekko zdezorientowana. Choć cały czas byłam tak bardzo blisko niego to całkowicie zapomniałam o jego obecności. – Po prostu ta piosenka bardzo mi się podoba.
-Tak. Jest… smutna.
-Możemy tańczyć dalej, czy masz zamiar mnie porzucić.
-Nigdy. – mówi, niemal szepcząc, a ja odwracam się w stronę sceny od razu łapiąc spojrzenie zabójczo przystojnego bruneta, który cały czas zaszczyca mnie swój uwagą

**But I see you with him slow dancing
              Tearing me apart
              Cause you don't see
              Whenever you kiss him
               I'm breaking.

Czuję jak coś ściska mnie w gardle. Ostatkiem sił powstrzymuję łzy, które cisną się do moich oczu.
                 
              *Oh how I wish, that was me
              
                Widzę z jaką determinacją i zapałem wyśpiewuje swoim zachrypniętym głosem poszczególne słowa i nic nie mogę poradzić na to, że widząc szklaną, błyszczącą taflę łez na jego oczach sama pozwalam sobie na chwilę słabości.
                Dopiero kiedy publiczność zaczyna klaskać odwraca ode mnie wzrok.
___________________________________
*Oh, tak bardzo bym chciał, abym to był ja

** Ale widzę cię z nim, tańczącą powoli
Rozdziera mnie to
Bo ty tego nie zauważasz
Ilekroć go całujesz
Załamuję się

Yyyy... to jest przed ostatni rozdział... ;/ 

WYZNANIA BOOKOHOLICZKI 

PS: Mam prośbę, gdyby ktoś był zainteresowany zrobieniem dla mnie szablonu na nowego bloga to proszę pisać: klaudia060507@gmail.com

wtorek, 5 sierpnia 2014

26



Po tym jak moja matka wychodzi z mojego pokoju oniemiała siadam na swoim łóżku. Chowam twarz w dłoniach i z całych sił staram się nie rozpłakać.
Całkowicie straciłam kontrolę nad własnym życiem, a nawet nie wiem kiedy to się stało!
Przez ten cały czas w mojej głowie siedział tylko Harry. Marzyłam o jego dotykach, pocałunkach i obecności. Ani przez moment nie zatrzymałam się i nie pomyślałam o tym, że już mam partnera życiowego. Choć dopiero niedawno dowiedziałam się okrutnej prawdy o życiu to wiedziałam, że przyjaciele nie zachowują się w ten sposób. Jak na zawołanie widzę jego szmaragdowe tęczówki, które niemal promieniują pożądaniem.
W ogóle nie mam ochoty wstać z miejsca i zacząć przygotowania.
Zaczynam czuć nieprzyjemne mdłości kiedy uświadomiłam sobie, że za parę godzin będę musiała być pogodna i uśmiechnięta, bo właśnie tego się ode mnie oczekuje. Mam zrobić dobre wrażenie, aby nie zrazić ludzi, którzy w przyszłości będą moją rodziną.
~*~
Najlepszym wyborem byłaby czarna, zwykła sukienka, ponieważ idealnie pasuje do mojego humoru. Czuję się tak jakbym szła na pogrzeb.
Moja pogoda ducha umarła.
Niestety moje jedyne ubranie w tym kolorze wylądowało w pralni, ponieważ po feralnym wieczorze u Harry’ego zostało ono poplamione krwią.
Decyduje się na koronkową, białą sukienkę. Całe szczęście, że koloryt mojej skóry zdążył się już poprawić i zamiast popielatej cery mam piękny brzoskwiniowy odcień, który idealnie kontrastuje z jasnym kolorem.
Schodzę na dół i w tym samym momencie entuzjastyczny głos mojej matki informuje mnie, że nasi goście już tutaj są. Pośpiesznie namawia mnie do uśmiechu. Fakt. Ona ma powody do radości. Doskonale dogaduje się z rodzicami Jacoba. Znają się szmat czasu i mają wspólne zainteresowania.
Pierwsza wchodzi pani Elizabeth. Jasnowłosa, niska kobieta z ciemnymi, czekoladowymi oczami. Jeszcze nigdy w życiu nie widziałam jej przybitej. Na jej twarzy zawsze gości uśmiech i to właśnie u niej cenie. Choć pięć miesięcy temu skończyła czterdzieści lat, to na jej twarzy nie można zauważyć, ani jednej zmarszczki.
Potem przychodzi czas na Johna. W przeciwieństwie do swojej żony przeważnie jest poważny i stara się wszystkich trzymać na dystans. Mimo to sądzę, że są para doskonałą. Ma ciemnobrązowe włosy oraz niebieskie oczy, w których można dostrzec drobinki zielonego koloru.
Ostatni pojawia się Jacob. Kiedy nasze spojrzenia się spotykają moje serce z niewiadomych powodów przyśpiesza. Jest jak młodsza i bardziej przystojna wersja ojca. Z tą różnicą, że oczy i szeroki uśmiech odziedziczył po swojej matce. Przez to nie potrafię myśleć o nim źle. Mimowolnie zaczynam porównywać go z Harrym. Wbrew pozorom nie różnią się aż tak bardzo. Nawet ich wzrost jest do siebie podobny. Tylko, że włosy Jacoba nie wywijają się we wszystkie strony. Są krótsze i starannie ułożone. Rysy twarzy Harry’ego są łagodniejsze.
Kiedy ujmuje moja dłoń i składa na niej przelotny pocałunek nie potrafię powstrzymać uśmiechu.
Gdyby nie to, że inny mężczyzna zaprząta moją głowę pewnie byłabym w siódmym niebie mając świadomość, że będzie on moim mężem.
Potem wszyscy zasiadają na swoich miejscach. Akurat mi przypada miejsce naprzeciwko chłopaka. Przez to jestem odrobinę zakłopotana, ale nie mam zbytnio czasu przejmować się tym, bo po paru minutach na stole pojawiają się najróżniejsze potrawy, a nasi rodzice rozpoczynają ożywioną rozmowę.
Czuję na sobie wzrok ciemnowłosego przez co moje policzki pokrywa lekki róż. Usilnie staram się to ignorować i skupić się na przeżuwaniu jedzenia. Mój żołądek po małych wakacjach, skurczył się do tego stopnia, że teraz nie jestem w stanie zjeść połowy tego co wcześniej.
-Przepraszam. Czy problemem byłoby to, gdybyśmy razem z April poszli się przewietrzyć? – pyta w pewnym momencie sprawiając, że całe towarzystwo cichnie. Spoglądam na niego z domieszką strachu i zdziwienia. Nie spodziewałam się, że będzie miał ochotę ze mną porozmawiać. Poprzednie nasze spotkania kończyły się jednie ukradkowymi spojrzeniami.
-Oczywiście! – wykrzykuje entuzjastycznie moja matka. Mam wrażenie, że dzisiejszego wieczoru ma nazbyt dużo energii. – To świetny pomysł!
-W takim razie, czy mogę prosić? – zwraca się w moim kierunku. Jedyne co mogę zrobić to potwierdzająco kiwnąć głową.
Po paru sekundach znajduje się obok mnie. Wstaje i zdaje sobie sprawę z tego, że pomyliłam się co do jego wzrostu. Jest o wiele wyższy od Harry’ego.
Z ogromnym uśmiechem na twarzy podaje mi swoje ramie, które bez słowa przyjmuje.
W sali nadal panuje cisza, która przerwana zostaje dopiero wtedy kiedy wychodzimy na dwór.
Choć jest późna jesień, to nie ubieramy płaszczy. Na dworze jest zadziwiająco ciepło i przyjemnie.
Parę minut idziemy w milczeniu. Zaczynam się strasznie denerwować kiedy w końcu odzywa się.
-Może usiądziemy? – pyta kiedy znajdujemy się obok jednej z ławeczek.
-Tak. – odpowiadam, a mój głos jest dziwnie zachrypnięty.
-Nie wiem od czego zacząć. Mam tak wiele ci do powiedzenia. – odzywa się kiedy zajmujemy swoje miejsca. – Mam straszne wyrzuty sumienia, że przyjechałem tutaj z rodzicami.
-Dlaczego? – pytam poruszona.
-To co przeżyłaś. Powinniśmy dać ci jeszcze choć chwilę wytchnienia, ale nie. Moi rodzice uparli się, że koniecznie dziś musimy złożyć wam wizytę. Jeśli mogę wiedzieć. Czujesz już się lepiej?
-Niepotrzebnie zawracasz sobie tym wszystkim głowę. Staram się wracać do normalności, a wasza wizyta jest dobrym wstępem do tego. Dziękuję, że tak troszczysz się o moje samopoczucie. To bardzo miłe.
-Kamień spadł mi z serca.
-Myślałam, że tylko ja muszę spełniać polecenia moich rodziców. – mówię już trochę bardziej smutnym głosem.
-Tak. Nie tylko ty. Samo to, że mamy wziąć ślub jest czymś nienormalnym w dzisiejszych czasach. Nie chodzi o to, że nie spełniasz moich oczekiwań. Wręcz przeciwnie. Jestem tobą zachwycony. – Nie potrafię powstrzymać rumieńca, który pojawia się na moich policzkach. Dawno nie słyszałam, aby ktokolwiek obdarowywał mnie tak dużą liczbą komplementów. – Po prostu chodzi o to, że w ogóle się nie znamy. Nie wiem dlaczego oni nie mogą tego pojąć. Ja nie wyobrażam sobie spędzić reszty życia z osobą, która jest dla mnie obca.
-Widzę, że mamy bardzo wiele ze sobą wspólnego. – odzywam się po pewnym czasie.
-To chyba dobrze, prawda?
-Tak, myślę, że tak. – Spoglądam na niego z uśmiechem, a mój humor od razu się poprawia. Fakt nie jest on Harry’m i nic tego nie zmieni, ale całe szczęście, że jest bardzo sympatyczny. Dzięki temu perspektywa poślubienia go staje się mniej straszna.
-Zanim to wszystko nastąpi musimy poznać się lepiej. Wtedy i my będziemy zadowoleni i nasi rodzice.
~*~
O punkt punkt 9 godzinie schodzę na dół do salonu. Moi rodzice wezwali mnie w ponoć bardzo ważnej sprawie. Nie mam pojęcia czego może ona dotyczyć. Jest wiele tematów, które mogą poruszyć.
Staram się powstrzymać drżenie moich dłoni, ale wiem, że to i tak nie sprawi, że przerażenie na mojej twarzy zniknie.
Odrobinę przyśpieszam kroku. Chcę jak najszybciej znaleźć się na miejscu i sprawić aby ta okropna niepewność i napięcie odeszły w niepamięć.
Wchodzę do wytwornej jadalni i siadam na swoim miejscu. Nie muszę długo czekać, a zaraz po mnie do środka wchodzą moi rodzice wraz z jednym policjantem.
Mężczyzna nie wyróżnia się wysokim wzrostem. Za to ma lekką nadwagę i prostą postawę. Ubrany jest w strój służbowy, którego kolor idealnie współgra z ciemnym odcieniem jego skóry. Przez to, że w jego kruczoczarnych włosach zauważam parę siwych włosów, wnioskuje, że jest grubo po czterdziestce.
Kulturalnie witam się z naszym gościem, ale najchętniej od razu spytałabym jaki jest cel jego wizyty. Dlatego kiedy siada naprzeciwko mnie i zabiera głos niemal podskakuje z podekscytowania i wdzięczności.
-Mam do pani parę pytań. – Mimo, że odnosi się do mnie z wielkim spokojem i kulturą to wydaje mi się być bardzo sympatycznym człowiekiem.
-Jeśli tylko będę mogła to odpowiem na wszystkie. – oznajmiam.
-Właściwie to lepiej będzie jeśli zobaczy pani to. – Z teczki wyciąga parę zdjęć.
Spoglądam na pierwsze i mam wrażenie, że serce za chwilę wyskoczy mi z piersi. Przyglądam się każdemu po kolei, a moją skóra pokrywa się gęsią skórka. Najchętniej oderwałabym od nich wzrok, ale wiem, że nie mogę.
-Czy poznaje pani, któregoś z nich? – pyta.
Głośno przełykam ślinę i kiwam potwierdzająco głową.
-Którego? – drąży temat.
-Wszystkich. – szepcze. Zamykam oczy. Nie chcę już dłużej patrzeć na te okrutne twarze.
-Czy możesz wskazać, który z nich to Eric?
Bez zastanowienia biorę zdjęcie mulata z lekkim zarostem, na którego twarzy już nie gości szyderczy uśmiech. Podaje mu je.
Mężczyzna kiwa potwierdzająco głową. Chowa pozostałe zdjęcia, a ja oddycham z ulgą. Te twarze już dość dużo razy widziałam w koszmarach.
-Mam dobrą wiadomość. – Delikatnie unosi kąciki swoich ust. – Złapaliśmy wszystkich głównych członków tego stowarzyszenia. Jest już pani w pełni bezpieczna.
Wpatruję się w niego z niedowierzaniem. Przez parę sekund myślę, że to sen, ale wtedy moja matka wybucha płaczem. Wiem, że czuje niewyobrażalne szczęście.
A co z moimi uczuciami?
Czuję jakby ktoś ściągnął kamień, który przygniatał moją pierś. Nareszcie mogę normalnie oddychać.
~*~
Znaleziono ciało Joe’go.
Leżał razem z dziesiątkami innymi zwłokami w jednej z gigantycznych lodówek.
To tak jakby przewidywali, że ofiar będzie więcej. Może ja też miałam do nich dołączyć.
Podobno niektórzy z nich byli tak zmasakrowani, że identyfikacja jest niemal niemożliwa.
Pogrzeb odbędzie się za dwa dni.

Amanda żyje. To jest najważniejsze. 

~*~
Czasami są takie dni, które od razu po wstaniu z łóżka wiemy, że nie będą dobre. Wtedy człowiek chce zasnąć i przespać cały ten koszmar.
Tak też jest ze mną dziś.
Wczoraj z wielkim trudem udało mi się namówić rodziców na to, aby zgodzili się na moje uczestnictwo w pogrzebie Joe’go.
Twierdzili, że już dość wycierpiałam, a to wydarzenie może źle wpłynąć na moją psychikę.
Dopiero wtedy kiedy nie wytrzymałam i pierwszy raz w swoim życiu zaczęłam krzyczeć, w dodatku w kierunku moich rodzicieli. Posłuchali. 
Widziałam zdziwienie wypisane na ich twarzach, a ja zastanawiałam się dlaczego nie zwrócili mi uwagi. Może w końcu pojęli, że Joe jest dla mnie kimś ważnym i to, że muszę iść ostateczne go pożegnać nie jest dla mnie czymś przyjemnym.
~*~
Mam na sobie czarną dopasowaną sukienkę. Oczywiście musiałam kupić nową, bo nie wyobrażałam sobie założyć tej samej, którą miałam w czasie kolacji u Harry’ego.
Mocno przygryzam moją dolną wargę. Po chwili nawet czuję krople krwi spływającą na mój język. Mimo to nie przestaje się ranić. Wiem, że zapewne wyglądam w tej chwili jak królik, ale nie dbam o to, bo nie znam innego sposobu, aby powstrzymać szloch, który kryje się w zakamarku mojego gardła i tylko czeka na moją chwilę słabości, aby zaatakować.
Wiem, że kobieta około trzydziestki i dwie nastoletnie dziewczyny, zapewne w moim wieku są bardzo bliskimi krewnymi chłopaka. Widać, że najbardziej ze wszystkich przeżywają swoją stratę. Jednak Joe mylił się sądząc, że nikt już o nim nie pamięta. Ciekawa jestem, czy w momencie kiedy został uwolniony ze swojej celi spotkał się z nimi. Czy uparcie myślał, że jest dla nich nikim.
Tak wiele rzeczy go ominęło.
Fakt, że pod koniec życia zrobił coś o czym nigdy w nie zapomnę, ale to jeszcze nie był jego czas. Mógł wreszcie uwolnić się od stowarzyszenia, które zatruwało jego życie. Miałby wtedy idealną okazję na to, aby zacząć od nowa. Być może założyłby rodzinę, a trójka kobiet przede mną nie opłakiwałaby go.
W pewnym momencie kątem oka dostrzegam jakiś ruch. Po chwili napływa mnie znajomy zapach i zanim zdążę pomyśleć już odwracam się w tamtym kierunku.
Moje serce zaczyna bić odrobinę szybciej. Powodem tego jest podekscytowania, ale również odrobina strachu. Nie mogę tak po prostu zapomnieć o jego napadzie złości.
Wyłapuje spojrzenie jego szmaragdowych tęczówek. Jak zwykle są hipnotyzujące do tego stopnia, że przez chwilę zapominam gdzie jestem i mam nieodpartą ochotę go pocałować.
Nawet przez chwilę nie pomyślałam, że tutaj przyjdzie, co było głupim posunięciem, bo w końcu sam przyznał, że ma do niego wielki szacunek za to czego dokonał.
Do końca ceremonii staliśmy bardzo blisko siebie. Stykaliśmy się ramionami, a ja raz po raz łapałam się na tym, że byłam w połowie drogi do jego dłoni. Jednak od razu przypominało mi się, że przecież mam już narzeczonego, a robiąc takie rzeczy czułabym się jakbym go zdradzała. Poza tym jeszcze nie do końca mu wybaczyłam.
Najważniejsze jest to, że przestałam przygryzać swoją wargę. Choć okropny smutek raz po raz sprawiał, że miałam ochotę ze złości zacząć krzyczeć to byłam o wiele spokojniejsza. Jego obecność potrafi zdziałać cuda.
 _______________________________________________
Troszkę pomieszała mi się liczba rozdziałów. Będą jeszcze dwa. Ostatni będzie mega długi. 
<3