czwartek, 24 kwietnia 2014

9



DZIEŃ 74
W tym samym czasie kiedy szczotkuje zęby drzwi się otwierają.
-Chodź księżniczko. – odzywa się Joe bez jakiegokolwiek powitania.
-Dzień Dobry. – spoglądam na niego z wyrzutem. Powinien już dawno tutaj zawitać. Natomiast on od czasu przyprowadzenia mnie tutaj w ogóle nie dawał znaku życia. – Czemu nie było cię tak długo?
-Mówiłem ci przecież, że też mam swoje życie.
-Ale mówiłeś też, że nie ma już nikogo kogo kochasz. Co to za życie? – Wiem, że posunęłam się o krok za daleko w tej samej chwili kiedy spoglądam na niego i widzę jak zaciska swoje pięści. – Przepraszam. Nie powinnam. – Spuszczam wzrok zmieszana.
-Chodź. – mówi krótko.
-Zaraz. Gdzie ją zabierasz? Zapłacili za nią okup? – niespodziewanie odzywa się Harry.
-To by było za proste. Jej rodzice jak na razie w ogóle się odezwali. Może nie zależy im na niej tak bardzo jak na początku sądziliśmy.
Wiem, że te słowa mają mnie zranić tak samo jak ja zrobiłam wcześniej. Choć wiem, że to nie prawda to przez moment coś na wzór sztyletu przeszywa moje serce. A co jeśliby to okazało się prawdą? Po co miałabym żyć? Przecież mam tylko ich.
-W takim razie gdzie ją prowadzisz?
-Do pracy.
-Jak to do pracy. – Chłopak podrywa się z miejsca.
-Sprząta u nas w kuchni.
Wychodzę z pomieszczenia i spoglądam w kierunku kręconowłosego. Dopóki drzwi nie zamykają się niemal czuję na sobie jego wściekłe spojrzenie. Jednak nie rozumiem tego. Dlaczego niby to, że nie siedzę całymi dniami w celi miałoby go tak bardzo zdenerwować?
-Jak ci się z nim mieszka? – pyta. Cały czas mści się. Słyszę to po tonie jego głosu. Wiem, że chce usłyszeć, że chcę trzymać się od Harry’ego jak najdalej się da.
-Przeprosiłam OK. Zapędziłam się trochę.
-Przecież słyszałem.
-To po co chcesz słyszeć o tym jak męczę się z tym chłopakiem.
-Po prostu pytam się z czystej ciekawości.
-OK. W takim razie. Musiałam specjalnie prosić się o jeden cienki koc, abym nie zamarzła w nocy, a on dodatkowo zastanawiał się nad tym, czy na pewno ma mi go dać, bo bał się, że jemu będzie zimniej niż zwykle. Dodatkowo denerwuje mnie to, że on śpi na materacu, a ja na podłodze. Jeszcze bez przerwy widzę to jego spojrzenie, które mówi, że jest on lepiej traktowany ode mnie. Ostatnio jadłam 8 dni temu i nie pamiętam już jak to jest nie być głodnym. Kiedy wczoraj Christopher przyniósł posiłek, a on nie dał mi ani kęsa.
-Jesteś za grzeczna. Mieszkanie z nim ma cię wzmocnić. Masz walczyć o to co chcesz. Musisz być stanowcza. Jak tylko dojdziemy do kuchni musisz coś zjeść. Ja w tym samym czasie poszukam materacu.
-Już obiecałeś mi radio i lampkę. Nie będę zbytnio się nastawiać, bo pewnie i tak nie zdobędziesz tego.
-Jesteś dziś strasznie rozdrażniona April. – Zatrzymuje się zdziwiona.
-Skąd wiesz, którego imienia używam.
-Skarbie mamy bardzo wielu zakładników, ale o każdym z was wiemy dosłownie wszystko co udało nam się zdobyć. Taki szczegół to jest dla nas pikuś.
-W takim razie co wiesz o Harrym?
-Tajemnica zawodowa złotko.
-Czy naprawdę musisz mnie tak nazywać?
-Chcę żebyś zaznajomiła się ze złością. – mówi krótko i luzackim krokiem wchodzi do salonu. Znów widzę jak paru mężczyzn siedzi na kanapie, ale tym razem większość z nich nie jest skupiona na tym co akurat dzieje się na ekranie tego nadzwyczaj hałaśliwego urządzenia. Wgapieni są w kuchnie, z której dochodzą dziwne jęki i zduszone okrzyki.
Tak bardzo boję się tam spojrzeć, ale ciekawość wygrywa.
Widzę tą samą kobietę, którą widziałam parę dni temu, kiedy została tu przyprowadzona. Szczerze mówiąc myślałam, że nie wytrzyma tutaj zbyt długo skoro już pierwszego dnia dostała taki wycisk. Nie mam pojęcia w jaki sposób zasłużyła na coś takiego. Choć jestem tutaj o wiele dłużej od niej to bita byłam zaledwie jeden raz jeśli nie licząc kiedy byłam uprowadzana. Ona natomiast leży na podłodze i chyba cicho płacze, a nad nią stoi Eric z kamienną twarzą. Wokół nich porozrzucane są kawałki zbitych talerzy. Dziwne. Powinnam słyszeć jak zostają przemienione w drobny mak.
-Co się stało? – pyta ostrożnie Joe. Nawet on nie chcę jeszcze bardziej go rozgniewać.
-Ta szmata nie wie co ma robić. Jeszcze bezczelnie stoi i czeka aż ktoś przyjdzie jej pomóc.
-Spokojnie. Pokaże jej wszystko co będzie potrzebne. – Jego wzrok przenosi się na mnie i mimo woli lekko się wzdrygam. Jego spojrzenie sprawia, że robi mi się zimno. Na szczęście po chwili łagodnieje, a on lekko kiwa głową.
-Dobrze. – mówi i dłużej nie czekając znika w jednym z korytarzy. Dziwię się kiedy zaledwie po paru minutach słyszę mocny trzask zamykanych drzwi. Byłam pewna, że w akurat tym tunelu znajdują się cele, a nie jakieś inne wyjście. Postanawiam zapamiętać to.
-Znów jakieś problemy z żoną? – pyta Joe dołączając do reszty.
-Dziwka nie docenia tego co ma. Chce rozwodu, bo sądzi, że Erica prawie wcale nie ma w domu. – odzywa się Christopher.
-Mógłby jej powiedzieć. – mówi ktoś inny.
-No co ty! Ta wariatka na pewno doniosłaby na nas.
Nie słuchając ich dłużej nachylam się w kierunku kobiety, która nadal leży na zimnej podłodze. Widzę, że jej klatka piersiowa unosi się bardzo szybko. Nadal jest wystraszona. Delikatnym ruchem odgarniam jej włosy z czoła.
-On już sobie poszedł. Musi pani wstać, bo inaczej przyjdzie ktoś inny. – Słyszę jej cichy jęk kiedy dotykam jej ramienia. – Wiem, że boli, ale musi pani, bo będzie jeszcze gorzej. – Łapię ją za ramiona i staram się podnieść. Udaje mi się z jej niewielką pomocą. Kamień spada mi z serca, bo wcześniej myślałam, że moje słowa w ogóle do niej nie dochodzą. Widzę siniaka na jej prawym policzku, który szpeci jej niemal idealną i nieskazitelną skórę. – Proszę napuścić ciepłej wody do jednej komory, a ja pozbieram szkło. – Szybko wyciągam szufelkę i starając się nie skaleczyć zbieram odłamki. Widzę jak kobieta się chwieje dlatego moje ruchy nabierają tępa. Podchodzę do niej i do jednej komory dodaje odrobinę płynu, a do drugiej wlewam zimną wodę. – Ja będę zmywać, a pani opłukiwać naczynia i wkładać do tej tutaj suszarki. – Wskazuje palcem.
-Nie mówi mi pani, bo nie jestem jeszcze na tyle stara. Jestem Amanda. – Jej głos jest bardzo łagodny, a nawet uspokajający.
-A ja April. – Uśmiecham się do niej.
-April. Nie musisz mi tłumaczyć jak to się robi, bo na pewno wiem to lepiej od ciebie. Po prostu udawałam zieloną myśląc, że w ten sposób dadzą mi spokój.
-OK. W takim razie świetnie się składa, bo nie jestem zbyt dobra w nauczaniu.
Biorę się do pracy. Podaję jej talerz po talerzu, aż jesteśmy już prawie przy końcu.
-Dziękuję ci bardzo za to, że odezwałaś się w mojej obronie. W innym przypadku boję się, że stałoby mi się coś o wiele poważniejszego.
-Nie masz za co dziękować. Po prostu działałam instynktownie.
-W takim razie musisz mieć dobre serce.
-Wiele osób mi to mówi, ale ja sądzę, że to co robię to za mało, aby nazwać tym dobre serce. W dodatku kiedy pojawiłaś się tutaj myślałam, że umrę, bo widziałam jak błagasz mnie o pomoc, a ja nie mogłam w żaden sposób wykonać twojej prośby.
-Ale za to tym razem dałaś radę. Nie przejmuj się tym co było wcześniej. To nie twoja wina, a ja kiedy zobaczyłam cię pierwszy raz myślałam, że jesteś córką, któregoś z nich. Na początku nie wiedziałam, że będę tu przetrzymywana tak samo jak ty.
-April musimy iść. – Obok mnie niespodziewanie pojawia się Joe.
-Dlaczego? – Obracam się w jego stronę.
-Eric jest diabelsko zły i za chwilę tu pojawi. Lepiej jak będziesz u siebie w pokoju, bo w innym razie może się na tobie wyżyć.
-A co z Amandą? – pytam bardziej wystraszona tym, że kobieta znów może zostać jego ofiarą niż bojąc się o swoje życie.
-Eliott ją zaprowadzi. -  podnosi głos tak, aby mężczyzna usłyszał go. Zaciekawiony podnosi głowę w naszym kierunku i przez chwilę mam wrażenie, że nie wie o co chodzi, ale zaraz wstaje z miejsca i nie patrząc na blondynkę kiwa na nią głową, aby szła w kierunku jednych z większych korytarzy. -Ruszaj się księżniczko. – odzywa się ponownie, ale już w moim kierunku. Najchętniej znów zwróciłabym mu uwagę na to w jaki sposób się do mnie zwraca, ale po pierwsze mamy widownie i nie mogę pokazać w jakich stosunkach jestem z nim, ponieważ to o wiele za bardzo mogłoby skomplikować moje przebywanie tutaj, a po drugie jestem mu na tyle wdzięczna, że nie zbył mojej prośby dotyczącej Amandy, że najchętniej wyściskałabym go za wszystkie czasy.
~*~
Już w momencie kiedy wchodzę do swojego „pokoju” czuję napięcie, które unosi się w powietrzu. Dopiero spoglądam na mojego współlokatora, który o dziwo postanowił opuścić swój materac i teraz zajmuje miejsce przy stoliku, który w porównaniu z jego umięśniona i wysoką sylwetką wydaje się być jeszcze mniejszy niż jest w rzeczywistości, wszystko staje się jasne. Jego wyraziste brwi są lekko zmarszczone, zresztą tak samo jak czoło, w którym pojawiły się głębokie wyżłobienia nadające mu jeszcze bardziej ostry wygląd. Niemal wzdrygam się kiedy widzę z jakim gniewem przepełnione są jego ciemnozielone tęczówki, które osłonięte są wachlarzem gęstych rzęs.
Od razu wydaje mi się, że jest tu wilgotniej i zimniej niż zwykle. Dłonie zaciskam w pięści, aby powstrzymać ich drżenie. Staram się przypomnieć sobie co też takiego zrobiłam, że go tak rozzłościłam. Choć nie zależało mi na jego sympatii to wiedziałam, że łatwiej będzie mi jeśli będziemy żyć w zgodzie.
-Coś się stało? – pytam cicho. Cieszę się, że mój głos ani trochę nie zadrżał.
-To ja powinienem zapytać ciebie. – Nie wiem jakim cudem jego wcześniej ciepła barwa głosu mogła w tak szybkim czasie stać się lodowata. Nie mogę powstrzymać dreszczy, który przechodzą przez moje całe ciało.
-Przecież nic nie zrobiłam. – mówię starając się wytrzymać jego surowe spojrzenie, które niemal przewierca mnie.
-Na początku myślałem, że jesteś tylko niewinną dziewczyną, której los tak chciał, że znalazła się w tym cholernym miejscu, w którym chcą pozbawić ludzi nawet najmniejszej cząstki człowieczeństwa, ale teraz kiedy zobaczyłem tego chłopak w drzwiach wszystko poskładałem do kupy. Mogliście być bardziej dyskretni. Mógł przyjść kiedy na przykład będę spał. Najwyraźniej nie macie tego wszystkiego tak dobrze zaplanowanego jak myślałem.
-O co ci konkretnie chodzi, bo ja nadal nie rozumiem.
-Jesteś tutaj, aby mnie zadręczać. Sprawić, aby to piekło stało się jeszcze gorsze. Współpracujesz z nimi.
-Jak śmiesz w ogóle tak myśleć. Oni robią okropne rzeczy nie byłabym w stanie pomagać im w tym.
-To jak wytłumaczysz to, że przed chwilą zniknęłaś na godzinę? – Unosi pytająco brwi.
-Już od dawna zajmuje się kuchnią i sprzątaniem.
-Naprawdę myślisz, że w to uwierzę? Musiałbym być naprawdę tępy. Nie wierzę, że jesteś tutaj jedyną dziewczyną. Dlaczego akurat ciebie wybrano do tego, aby być najbliżej nich.
-Może wydaje im się nieszkodliwa.
-Też bym tak pomyślał na ich miejscu, ale rzadko kiedy ufam pozorom. Poza tym nadal myślę, że bujasz.
-Co to znaczy bujasz? – pytam zdezorientowana i słyszę jego szyderczy śmiech.
-W XXI wieku to oznacza, że kłamiesz, coś kręcisz, Madam.
-To dlaczego nie możesz używać normalnego słownictwa?
-Bo tak jest po prostu wygodniej. Poza tym to właśnie jest normalne sloganowe słownictwo, chociaż na pewno nie dla osób takich jak ty. Boże czasami mam wrażenie, że jesteś jakimś pieprzonym komputerem, który chodzi pod ich dyktando. W dodatku gdybyś z nimi nie współpracowała to już dawno dowiedziałabyś się gdzie jest wyjście i nie byłoby cię tutaj.
-Nie mogę uciec, bo nigdy nie jestem sama. Zawsze jest ich przynajmniej sześciu. Udają, że oglądają mecz, ale doskonale wiem, że obserwują mnie.
-Wyobraźnie to ty masz niezłą. – Gwałtownie wstaje znów przywołując na swoją twarz szyderczy uśmiech, który trochę za bardzo przypomina mi porcelanowego klowna z mojego dzieciństwa, którego tak bardzo nienawidziłam. Robię parę kroków do tyłu kiedy zbliża się do mnie, ale w końcu natrafiam na ścianę i zrozpaczona zdaje sobie sprawę z tego, że nie jestem w żaden sposób nie mogę uciec. Chłopak łapie mnie w pasie i lekko unosi. Zaczynam trzepać się i poruszać nogami starając się znaleźć grunt pod nogami.
-Ratunku!!! – krzyczę na tyle głośno ile mam sił w płucach.
-Nie musisz się produkować. Te ściany są dźwiękoszczelne. Nikt cię nie usłyszy.
Niemal rzuca mnie na materac, który jest zadziwiająco miękki, a zanim zdążę się poderwać on znajduje się nade mną i najpierw wbijając paznokcie w moje nadgarstki przypiera je do materacu. Czuję jego ciepły i przyśpieszony oddech na mojej twarzy
-Mów. Co kazali ci zrobić?
-Nic. Przysięgam. Nie pracuję dla nich. – Krzywię się kiedy zwiększa nacisk.
-Już mówiłem, że ci nie wierzę! Nie musisz wymyślać bajek!!!
-Ałłł. – zwiększa nacisk, a w moim oczach pojawiają się łzy.
-Nie udawaj. Na mnie już dawno jakiekolwiek łzy przestały działać.
-To boli. – niemal jęczę. –Harry, proszę. – mówię spokojniej spoglądając błagalnie prosto w jego oczy. – Przestań. – szepcze.
Z zadowoleniem zauważam, że jego twarz odrobinę łagodnieje, a ucisk staje się lżejszy. Chłopak jeszcze chwilę wpatruje się w moją twarz i odsuwa się. Szybko zsuwam się z materacu w międzyczasie wyobrażając sobie jakby było przyjemnie leżeć na nim. Szybko dostaje się do mojego posłania i aż po samą szyję przykrywam się kocem, który wcześniej dostałam od chłopaka. Cała drżę, nie z zimna, ale ze strachu. Całe szczęście, że udało mi się powstrzymać Harry’ego, bo nie wiadomo co by się stało. Nie mam pojęcia do czego jest zdolny. Jest dla mnie całkowicie obcą osobą.
Nie spoglądam na niego ponownie. Boję się, że lód w jego oczach zamrozi mnie. Wpatruje się w okno, za którym robi się coraz ciemniej. W pewnym momencie wiatr przywiewa żółtopomarańczowy liść, który przykleja się do szyby. Od razu przypomina mi się kiedy już widziałam taką scenę.

Retrospekcja

Zwykły deszczowy i jesienny dzień. Dziewczyna akurat wysiadła z limuzyny i przeszła na drugą stronę ulicy gdzie znajdowała się stołówka dla bezdomnych. Niby przypadkiem zauważyła liść przyklejony do szyby jednego ze sklepów. Z roztargnieniem ściągnęła go i położyła na niezbyt dużym wykonanym z rudawej cegły parapecie. Nie chciała, aby przez nią został podeptany przez przechodnich. Kiedy odwróciła wzrok wzdrygnęła się lekko. Przed nią wyrósł wysoki i bardzo wychudzony mężczyzna, który nie spuszczał z niej wzroku. Nie wiedziała co ma zrobić. Najchętniej uciekłaby, ale smutek i nieme błaganie wypisane w jego czekoladowych tęczówkach nie pozwoliło jej na to. Po chwili zauważyła pogniecioną kartkę, którą trzymał w drżących dłoniach. Najwyraźniej wstydził się tego co robi. Z niezwykłą ostrożnością wyciągnęła rękę przed siebie i wzięła papier.
Koślawymi literami i łamaną angielszczyzną napisane było, że mężczyzna pochodzi z Indii. Dopiero co przybył do Londynu. Ma gdzie mieszkać, ale nie ma pieniędzy na jedzenie, a jest okropnie głodny.
Spojrzała na niego uspokojona, ale nadal widziała jak jego ręce drżą, a on rozgląda się rozbieganym wzrokiem. Wie, że takie osoby zazwyczaj mają problem z proszeniem o pomoc. Boją się, że ktoś przejdzie obok nich obojętnie, albo co gorsza  wyśmieje. Właśnie dlatego dziewczyna przywołuje na twarz serdeczny uśmiech, który sprawia, że mężczyzna patrzy na nią zdziwiony. Pewnie nie spodziewał się, że może dostać pomoc od takiej osoby.
-Chodź ze mną. Tam jest jedzenie. – mówi głośno i wyraźnie tak aby mężczyzna bez trudu mógł ją zrozumieć. Kiwa pośpiesznie głową co oznacza, że wie o co chodzi.
Wchodzą do środka. Widzi jak jej kompan rozgląda się zdziwiony widząc niezbyt dobre warunki, w których przebywa przynajmniej pięćdziesiąt osób, które śmieją się i rozmawiają. Właśnie to April najbardziej lubi w przychodzeniu tutaj. Patrzy na ludzi, którzy stracili wszystko, każdego dnia walczą, a przetrwanie, ale mimo to potrafią uśmiechać się i czerpać z życia najwięcej jak się da.
Od tego czasu mężczyzna przychodził prawie codziennie. Obdarzając ją chyba najszerszym i najbardziej przepełnionym wdzięcznością uśmiechem. Przebywając w Londynie na tyle nauczył się języka, że był w stanie krótko z nią porozmawiać. Po około pół roku okazało się, że znalazł pracę, a po dwóch latach stał się na prawdę bogatym człowiekiem. Przekazał bardzo wiele pieniędzy, które pomogły w wyremontowaniu i powiększeniu stołówki.

Moment, w którym słyszę uginanie się materacu jest dla mnie jak przebudzenie. Chyba już na zawsze wolałabym zostać w świecie moich wspomnień niż wracać tu do tego piekła na ziemi.
________________________________
Mimo, że nie skończyło się w jakimś mega ciekawym momencie to mam nadzieje, że przeczytacie następny rozdział ;)
Pozdrawiam i serdecznie dziękuję tym osobom, które komentują :***

23 komentarze:

  1. Jak zwykle rozdział jest świetny. Nie mogę się doczekać ciągu dalszego ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny rozdział :D
    Serio Harry myśli że przysłali April tamci faceci? hahah, przepraszam ale bawi mnie to :D
    I aktualnie naprawdę go nie lubię ;x
    Czekam na kolejny! ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiesz co... podoba mi się w tym opowiadaniu to ,że nie przesłodziłaś Harrego. Nie ukazałaś go jako dżentelmena tylko jako egoistycznego gwiazdora ,który myśli ,że cały świat obraca się wokół niego. Naprawdę to mi się podoba bo już chyba dawno nie trafiłam na takie opowiadanie.
    Rozdział świetny. Naprawdę. Czasem kiedy czytam różne blogi w między czasie np. w coś gram bo są trochę nudne ale u ciebie tego nie ma :). Zawsze czytam do ostatniego zdania :).
    Fajnie ,że wprowadziłaś też jakieś inne postacie niż April, Joe i Harry. Wydaje mi się to dobrym krokiem z twojej strony.
    No więc cóż... Nie pozostaje mi nic innego jak tylko czekać na następny rozdział :).
    Trzymaj się cieplutko ;*
    Black Star

    czego-oczy-nie-widza.blogspot.com <------ Pojawił się już rozdział 10! Opowiadanie fantasty!
    czarna-otchlan-pustki.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Styles, kuźwa! Jaki Ty jesteś irytujący! No po prostu nie wierzę w to, jaki on jest. Zachowuje się jak kompletny imbecyl, o. Czepia się dziewczyny nie wiadomo o co, snuje w tym pustym łbie jakieś niestworzone historie... Ahh, szkoda słów. :D
    Gdybym to ja była April, to z pewnością już bym go tłuknęła byle czym. xd No, ale ja to trochę inny typ człowieka niż ona, więc może nie powinnam się wypowiadać. W każdym razie, rozdział super. ♥ Jak zawsze, lolz. Trzymasz poziom!

    Ogólnie to dzięki Tobie najarałam się na takie kryminalne ff, hahah. Dziękuję!
    Weny! ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. No ciekawy i wgl wiadomka musiał być twarda i niech harremu pokaże ze sobie jej tak zastraszac nie może :)czekam na kolejny :p

    OdpowiedzUsuń
  6. Ale Harry tu za niedowiarek :D rozdział świetny ;) jestem ciekawa kiedy poprawią się relacje między nimi

    OdpowiedzUsuń
  7. świenty !!!
    cudony :*
    czekam na kolejny

    OdpowiedzUsuń
  8. Dodaj już następny, bo ja zaraz zwariuję ;x

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiiiiiiiiiiiiieeeeeeeeeeeeedyyyyyyy naaaaaaaaaaaaaaastęęęęęęęęęęępnyyyyyyyy?
      Nie mogę wytrzymać :c
      I też męczy mnie pytanie: kiedy ona ma okres?

      Usuń
  9. Czo ten Harry ? serio April współpracowała by z tamtymi ? serio ? really ? HARRY !! ogarnij się haha ;)
    rozdział świetny ale niech ten Hazza się ogarnie bo mnie denerwuję xd oni mają sobie pomagać a nie ! ;p
    czekam na kolejny i mam nadzieję że szybko się pojawi :D
    Pozdrawiam i życzę weny ! xx

    OdpowiedzUsuń
  10. kocham tego bloga <3 czekam na następny rozdział !!!!!:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Super, Harry jest jakis dziwny , ale chyba uwierzyl April , czekam na next :D

    OdpowiedzUsuń
  12. super rozdzial mega
    ale duzo w tym akurat sie nie dzialo
    a i tak w nawiasie (kiedy ona ma okres)?

    OdpowiedzUsuń
  13. Przeczytałam ten komentarz nad moim i tak szczerze to samo pytanie mnie gnębi. A tak poza tym to rozdział jest genialny.

    OdpowiedzUsuń
  14. I'M BANNA I'M BANNANA rilli Harry rili ? Musisz być takiem idiotą ughhhhh ale rozdział jest CUDOWNY UDGHKUTRDGNJNYRDNGF

    OdpowiedzUsuń
  15. Jak zwykle super!

    OdpowiedzUsuń
  16. Jezu nie mogę nic napisać bo mi ręce sie trzęsą
    ŚWIETNIE PISZESZ.
    @hipsterada69

    OdpowiedzUsuń
  17. Bardzo mi sie podobal :* Nie moge doczekac sie nastepnego !/Add

    OdpowiedzUsuń
  18. Cudowny *.* nie moge sie doczekac nexta <3

    OdpowiedzUsuń