poniedziałek, 7 kwietnia 2014

7



DZIEŃ 71
Pierwsze co dochodzi do mojej świadomości w czasie przebudzania to suchość w gardle i ogromne pragnienie. Dopiero potem napływa kolejna fala bólu. Na szczęście nieporównywalna z tym co było wcześniej.
Znów jestem zła z powodu tego, że nie ma tutaj nawet najmniejszego okienka. Dzięki temu mogłabym wiedzieć jaka pora dnia jest obecnie. Nawet nie wiem czy jest jeszcze lato, czy też jesień. Sądząc po tym ile dni już tutaj spędziłam to pewnie z drzew spadają już pierwsze liście. Wpatruje się w kontury sufitu mając nadzieje, że uda mi się myśleć o czymkolwiek tylko nie o tym bólu.
Jestem taka głupia!
Powinnam dalej kontynuować swój pierwotny plan. Wtedy miałabym jakąś szanse na wydostanie się stąd. A teraz? Na pewno będą przyglądać mi się uważniej. Każdy mój ruch będzie dla nich podejrzany. W dodatku mogę nie dostać pożywienia przez bardzo długi czas. Będzie to dla mnie kara, albo też przekaz: Jeśli będziesz grzeczna i odrobinę ci się poszczęści to może dostaniesz coś na obiad.
Gdybym tylko była w stanie kontrolować ten gniew, który mną zawładnął…
Muszę coś zrobić. To bezczynne leżenie tutaj nie pomoże mi. Ale czy będę w stanie się ruszyć? 
Na początek próbuję obrócić się na drugą stronę. Ból nadal jest obecny, ale da się go wytrzymać. Potem używam ręki do podparcia się. Nie mogę uwierzyć, że udaje mi się podnieść. Oczywiście łzy pojawiają mi się w oczach, ale udaję mi się przejść parę kroków bez podpórki. Dzięki Bogu, że moje nogi nie ucierpiały.
Udaje mi się podejść do kranu i odkręcić kurek. Pijąc lodowatą wodę przechodzi mnie okropny dreszcz, ale i tak łapczywymi łykami spijam ciecz.
Potem wracam do łóżka i choć bardzo chciałabym zasnąć, aby jeszcze choć przez chwilę odpocząć nie udaje mi się to. Zamiast tego przypomina mi się moja pierwsza lekcja, o której wcześniej myślałam, że już zapomniałam. To jak irytowała mnie mojej nauczycielki, która chyba nigdy się nie uśmiecha. Nie mogłam wytrzymać, kiedy traktowała mnie z wyższością. Fakt, że wtedy jeszcze nie umiałam płynnie czytać, czy też szybko pisać, ale w końcu byłam jeszcze dzieckiem, które dopiero wchodziło w etap edukacji. Myślałam, że nigdy w życiu nie znienawidzę nikogo tak bardzo jak jej. Parę miesięcy później umarła na zawał. Każdy był zdziwiony, bo nie miała więcej niż 45 lat. Wiem, że tylko przez chwilę było mi jej żal.
Za to później trafiła do mnie młoda kobieta, która cały czas uśmiechała się i mówiła do mnie jak do niemowlaka. Wiem, że to było jeszcze gorsze.
Między innymi dlatego chciałam iść do szkoły. W dodatku pragnęłam w końcu poznać moich rówieśników, z którymi w wolnym czasie mogłabym się pobawić. Niestety nigdy nie było mi to dane, a ja z każdym dniem coraz bardziej przyzwyczajałam się do osób dorosłych.
Choć bardzo nienawidziłam tego burzliwego okresu mojego życia to zdecydowanie wolałabym się cofnąć do tych czasów. 
~*~

Reszta dnia mija mi w miarę spokojnie. Leżę z zamkniętymi oczami nie zasypiając. Nie myślę o niczym konkretnym. Staram przypomnieć sobie takie prymitywne rzeczy jak wygląd kwitnących kwiatów, czy też kolorowe liście na drzewach.
Kiedy słyszę trzask po drugiej stronie drzwi momentalnie sztywnieje i zaczynam nasłuchiwać. Ktoś chcę dostać się do środka. Zamki puszczają, a drzwi się otwierają. Od razu podrywam się z miejsca. Na szczęście w moim „pokoju” staje Joe. Mam ochotę rozpłakać się ze szczęścia.
-Narobiłaś sobie niezłych problemów.
-Tak, wiem.
-Już nawet ja nie byłem tak lekkomyślny. – stwierdza i twardo spogląda mi prosto w oczy przez co przez moje ciało przechodzi dreszcz. – Pakuj się księżniczko. – mówi.
-Po co?
-Nie zadawaj pytań.
-Czy ja… Czy wy chcecie mnie wypuścić? – Tli się we mnie iskierka nadziei.
-Taaa mamy już dość twoich wybryków. Chcemy się ciebie pozbyć nie dbając o to, że włożyliśmy wiele trudu w utrzymaniu cię przy życiu, a co najważniejsze uprowadzeniu, a teraz nie mamy z tego nic. – stwierdza z kpiną w głosie.
-To niby dlaczego mam się pakować? – drążę nadal.
-Naprawdę polubiłbym cię gdybyś nie zadawała tyle pytań.
-Chyba już mnie lubisz skoro mi pomagasz.
-Pamiętaj, żeby nigdy więcej nie mówić tego na głos. – zaczyna mówić szeptem. – Ściany mają uszy, a ja jestem jednym z nich. Nie możesz mi bezgranicznie ufać. – Zszokował mnie tym stwierdzeniem. Dobrze, nie chce aby  ktoś z jego paczki dowiedział się, że zajmuje się mnią bardziej niż innymi więźniami, ale dlaczego powiedział, że mam mu nie ufać. Gdyby chciał mnie w jakikolwiek sposób wykorzystać właśnie o to by mu chodziło. – No dalej wstawaj. – Patrzy jak krzywiąc się podnoszę z łóżka. – Zapomniałem, że jesteś poharatana. Daj pomogę ci. – Bierze ode mnie plecak i ładuje do niego książkę, ołówek, moją zniszczoną sukienkę, grzebień, resztkę kremu oraz pasty do zębów – oto mój cały dobytek. Chyba jeszcze nigdy w życiu nie byłam w posiadaniu tak małej ilości rzeczy.
-Skoro każesz mi się pakować to raczej nie chcecie mnie zabić. Czyli wychodzi na to, że przenosicie mnie gdzieś.
-Jednak bystra z ciebie dziewczyna. – Uśmiecha się do mnie lekko. – Tylko nie masz powodów do radości. Na pewno nie będziesz miała tam tak spokojnie jak tutaj. – Wskazuje ręką na mój cele.
-Czy wrócę tu jeszcze?
-Ta decyzja nie należy do mnie. – odpowiada krótko.
Zamyka za mną drzwi, a ja mam wrażenie, że znów coś się kończy. Zapewne w mojej nowej celi nie będzie tak przytulnie jak w tej. Choć wcześniej uważałam ją za obskurną to po dokładnym oczyszczeniu z kurzu nie było tak źle. Znów idziemy zawiłymi korytarzami, w których na pewno pogubiłabym się. Mam wrażenie, że zawsze kiedy jestem prowadzona do ich głównej siedziby idziemy inną drogą.
Kiedy dochodzimy już do salonu zauważam, że znajdują się w nim zaledwie dwie osoby. Na szczęście wśród nich nie ma Christophera. Nie mam pojęcia jak zareaguje kiedy zobaczy mnie ponownie.  Jeden to wysoki Leo i rudowłosy Eliott. Siedzą przed telewizorem znów oglądając jakiś mecz. Zaczynam zastanawiać się czy w wolnych chwilach robią cokolwiek innego? Podejrzane wydaje mi się to, że jeszcze nigdy nie widziałam w tym pomieszczeniu tak mało osób.
-Erica jeszcze nie ma. W tym czasie kiedy będziemy na niego czekać dziewczyna może ogarnąć kuchnie. – odzywa się Eliott wydychając dym papierosów, który nawet z tej odległości czuje dokładnie. Trochę denerwuje mnie jego brak manier, bo nie dość, że  w ogóle na nas nie spogląda kiedy mówi to jeszcze zachowuje się tak jakby mnie tu nie było.
Joe nie odzywa się. Jedyne co robi to wskazuje kuchnie. Rozumiem przez to, że mam się tam udać.
Rzeczywiście zanim jeszcze zbliżę się do niej czuję smród. Albo mieli bardzo pracowite dwa dni, albo po prostu są na tyle leniwi, że nawet nie przeszkadza im ten nieprzyjemny zapach.
Staram się oddychać przez usta, ponieważ czuję, że jeszcze trochę, a zwymiotuję. Jak najszybciej kieruję się do szafki z detergentami, nakładam rękawiczki i biorę się za zmywanie stosu naczyń, które dłuży mi się niemiłosiernie. Kiedy udaje mi się w tym uporać biorę się za wycieranie blatu i w tym samym momencie powoli przez okrzyki kibiców dochodzą do mnie jeszcze inne odgłosy, które stają się coraz głośniejsze.
Płacz.
Głośny płacz.
Spoglądam pytająco na Joe’go, który przecząco kręci głową i do ust przytyka wskazujący palec, który nakazuje mi być cicho. On doskonale wie co za chwilę się stanie.
Drzwi otwierają się z wielką siłą i wydają z siebie głośny huk kiedy uderzają w ścianę. Ale nie zwracam na to uwagi. Ważniejsze jest to, że widzę trójkę mężczyzn, którzy niemal ciągną za sobą jęczącą i płaczącą kobietę. Ścierka wypada z moich rąk i robię jeden jedyny krok do przodu, kiedy przypomina mi się przeczące kręcenie głowy Joe’go.
Nie mogę do niej podbiec.
Nie mogę otrzeć krwi z jej twarzy.
Nie mogę powiedzieć, że z tego wyjdzie.
Nie mogę zrobić kompletnie NIC.
Jeszcze bardziej uświadamiam sobie jakie to miejsce jest okrutne. Nie mogę nawet pomóc osobie, która cierpi choć uczona byłam tego od najmłodszych lat.
Musze walczyć ze sobą, aby się nie rozpłakać.
Potem wszystko dzieje się bardzo szybko. Eric uderza ją w brzuch tak mocno, że nie może oddychać. Przestaje krzyczeć i szarpać się, a ja wiem, że już się poddała. W tym samym momencie delikatnie unosi głowę i spogląda prosto na mnie.
Jest piękna. Ma blond, długie i falowane włosy, które teraz są w nieładzie. Jej błękitne oczy na pewno wcześniej błyszczały wesołym blaskiem. Wygląda na około 25 lat.
Widzę smutek wypisany w jej oczach. Nawet nie błaga mnie o pomoc. Chyba dobrze wie, że jestem prawie w tej samej sytuacji co ona.
-Dlaczego jej nie uśpiliście!? – krzyczy zdenerwowany Joe.
-Spytaj się tego nieudacznika. – wskazuje ręką Bena. – Zapomniał *chloroformu.
Ciemnowłosy podbiega do kuchni i ze schowka wyciąga jakiś płyn oraz szmatkę. Dopóki kobieta nie zasypia pod wpływem płynu tak naprawdę nie wiem do czego potrzebne mu są te przedmioty.
Momentalnie wszyscy stają się spokojniejsi. Tak jakby przyprowadzanie ofiary byłoby na porządku dziennym. W końcu są już w swojej bazie nic im tutaj nie grozi.
Nadal uważnie obserwuje to co dzieje się przede mną. Ben bierze ją na ręce i po chwili znika w jednym z sześciu korytarzy. Wszyscy siadają na kanapie i chyba na moment zapominają o mojej obecności. Natomiast ja nadal stoję oniemiała. Boję się choćby poruszyć tak jakby to miało ich rozgniewać do tego stopnia, że będą chcieli się na mnie wyżyć.
-Co ona tu jeszcze robi? – pyta już łagodniejszym głosem Eric.
-Mówiłeś, że mam zaczekać na ciebie. Myślałem, że już po sprawie kiedy ją tu przyprowadziłem. Nie było sensu znów jej odsyłać.
-OK. zaprowadź ją. Widzisz co się z tobą może stać kiedy będziesz niegrzeczna? – mówi to niby od niechcenia i trochę żartobliwie, ale i tak wyczuwam nutkę groźby.
Ściągam rękawice i łapię za plecak. Podchodzę do chłopaka, który przygląda mi się uważnie. Pewnie boi się, że za chwilę wybuchnę niekontrolowanym płaczem, albo co gorsza znów będę próbować uciec. Jednak ku jego uldze jedyne co dostrzega to strach i szok. Ręką wskazuje mi jeden z korytarzy i każe iść przodem.
Dopiero kiedy oddalamy się na tyle, że nie słychać nawet najmniejszego szmeru dochodzącego z salonu Joe odchrząkuje i odzywa się.
-To zazwyczaj tak się nie odbywa.
                -Wiem. Sama to już kiedyś przeżyłam. – Ze zdziwieniem zauważam, że w moim głosie słychać nutkę czegoś czego nie potrafię zdefiniować. Może szorstkość?
                -Stój. – mówi kiedy znajdujemy się przy identycznych drzwiach jak moje.
                -Jak rozróżniasz cele, przecież wszystkie drzwi są takie same, a nie zauważyłam aby któraś z nich była w jakiś sposób oznaczona? – pytam.
                -Gdybyś chodziła tutaj po parę razy dziennie pewnie zapamiętałabyś każdy zakamarek każdego z korytarzy i nic nie wydawałoby ci się zawiłe. – Z kieszeni wyciąga pęk kluczy i zaczyna otwierać niezliczone zamki. Również te na hasło. Nie wiem czemu ale wydaje mi się, że ta cela jest bardziej chroniona od tamtej. Skoro to ma być moją karą to  nie ma problemu. Nie dałabym rady wydostać się z tamtej więc jest mi to bez różnicy. – Załatwię ci lampkę.
                W żaden sposób nie mogę dowiedzieć się jak wygląda wnętrze mojego nowego „pokoju”, ponieważ panuje w nim ciemność. Od razu wiem dlaczego Joe wspominał o lampce.
                -Jak mam tam wejść skoro nic nie widzę.
                -Nic na razie nie mogę na to poradzić mała.
                -Ej o co chodzi? – Słyszę niski głos z lekką chrypką i nutką gniewu oraz znudzenia. Na początku nie wiem skąd on dochodzi, ale wydaje mi się, że z wnętrza pomieszczenia.
                -Twoja współlokatorka. – odpowiada spokojnym głosem Joe. Trochę denerwuje mnie jego beztroski ton. Tak jakby to, że będę z kimś kompletnie mi obcym było czymś normalnym
                -Nic mi o tym nie mówiliście. – Tym razem jego głos przepełniony jest jadem. Wychodzi na to, że nie tylko mi zdradza się bardzo mało.
                -Taki już wasz los. – Mam wrażenie, że Joe niezbyt za nim przepada, chyba nawet z wzajemnością. – Wchodź księżniczko. Muszę na chwilę wpaść do domu, a jak tak dalej pójdzie to nie dostanę się tam do rana. – Wykonuje jego polecenie i robię parę kroków do przodu. Zaraz po tym drzwi zamykają się z głośnym trzaskiem, który długo potem rozbrzmiewa jak echo w moich uszach. Mój oddech przyśpiesza. Jestem ze wszystkich stron okrążona przez czerń. Nie czuję nic, nie widzę nic, a jedyne co słyszę to moje mocno bijące serce. Wyciągam ręce przed siebie tak, abym mogła poczuć jakiś przedmiot jeśli znajduje się przede mną. Małymi i niezwykle powolnymi kroczkami zaczynam posuwać się do przodu.
                1
                2
                3
                I moje palce stykają się z jakąś zimną i chropowatą fakturą. Zwiększam swój nacisk i przesuwam po przedmiocie w górę i w dół. Wydaje mi się, że nie ma końca. Po chwili dochodzę do wniosku, że to ściana. Opieram się o nią plecami i zsuwam na dół. Jak na razie nie mogę zrobić nic oprócz siedzenia i po prostu czekania.
                Chyba na chwilę udało mi się zapomnieć o mężczyźnie, z którym mam tutaj mieszkać, ale to nic dziwnego skoro w ogóle się nie odzywa. Po chwili kiedy moje serce w miarę wyrównuje swój rytm udaje mi się usłyszeć jego głęboki oddech, który dochodzi gdzieś z naprzeciwka mnie. Bardzo chcę zobaczyć cokolwiek, choćby małe kontury przedmiotów, ale jakiekolwiek próby wytężania wzroku idą na marne.
                W tej chwili w myślach przeklinam Jo’ego. Nie dość, że ani słowem nie wspomniał o tej milczącej osobie to w dodatku mógł od razu wziąć ze sobą lampkę. Z jego wcześniejszych słów wnioskuję, że doskonale wiedział jakie panują tutaj warunki.
                Czasami naprawdę nie wiem co mam o nim myśleć. Z jednej strony czasami mam wrażenie, że robi wszystko, abym jakoś tutaj przetrwała, ale następnym razem staje się tacy jak reszta. Tajemniczy i skryty do tego stopnia, że nie wiem, czy mogę mu ufać, czy też próbuje mnie omamić. Sam stwierdził, że mam pamiętać o tym, że jest jednym z nich, ale jeśli chciałby wykorzystać to, że nawet go polubiłam to na pewno nie na prowadzałby mnie na swój plan.
                Godziny mijają, a ja coraz bardziej odczuwam brak łóżka, albo jakiegokolwiek przykrycia. Od razu przypomina mi się pierwszy dzień tutaj, kiedy obudziłam się w całkowicie pustym pomieszczeniu. Tutaj na pewno jest jakiś koc, ale nie mam odwagi go szukać. Prawdę mówiąc boję się, że przypadkiem wpadnę na śpiącego mężczyznę i to go bardzo zdenerwuję. Wolę tego nie robić. W końcu nie wiadomo jak długo będziemy zdani na siebie. Wole żyć z nim w pokoju.
                Jakimś cudownym sposobem zaczynam dostrzegać lekkie zarysy przedmiotów. Nie mam pojęcia czego to jest skutkiem. Przez chwilę myślę, że to zasługa mojego wzroku, któremu w końcu udało się przyzwyczaić do takich warunków. Jednak niby od niechcenia spoglądam w prawo i zauważam niewielkich rozmiarów kwadrat, który jest na pewno mniejszy od mojego przedramienia, ale za to wyróżnia się na tle ciemniejszej ściany. Albo mam halucynacje, albo to naprawdę jest okno. Sądząc po dziwnych kształtach przecinające je to mogą być kraty.
                Niemal się uśmiecham. W końcu będę miała możliwość zobaczenia jak wygląda świat. Ciekawe czy bardzo się zmienił. Ciekawe, czy jest już jesień.
                Czy teraz już tak będzie?
                Wystarczy, że spojrzę w prawo i już będę wiedziała jaka jest pora dnia?
                Po następnych paru godzinach, kiedy w pomieszczeniu robi się szaro nie mam już żadnych wątpliwości. To najprawdziwsze okno.
                Fakt, że moje kości już zdrętwiały i najchętniej rozchodziłabym je, ale boję się obudzić mężczyzny, który przede mną śpi na materacu.
                Dokładnie widzę jak jego klatka piersiowa unosi się i opada. Musi być naprawdę wysoki, ponieważ zauważam stopę, która wystaje poza granice koca. Zazdroszczę mu tak spokojnego snu. Ja nie jestem w stanie nawet zamknąć oczu choć zmęczone powieki pieką mnie niemiłosiernie.
Widzę jak zaczyna się poruszać i mam wrażenie, że zapominam jak się oddycha. Zdecydowanie wolałabym, aby spał jeszcze choć parę godzin. Chciałam jak najbardziej odwlec moment, w którym będę musiała się do niego odezwać. Wiem, że zbytnio nie jest mną zainteresowany, bo w innym przypadku nie zasnąłby zaraz po zamknięciu za mną drzwi, ale na pewno nie obędzie się bez choćby krótkiej wymiany zdań.
Uważnie przyglądam się jak jego sylwetka wydłuża się pod wpływem przeciągania się. Z jego ust wyrywa się cichy jęk i wtula się w koc. Uspokajam się na chwil myśląc, że zasnął ponownie, ale już po chwili niespodziewanie otwiera oczy, a ja w napięciu tylko czekam aż skieruje je na mnie. Jednak jak na złość przeciąga tę chwilę niemiłosiernie. Przy okazji mogę przyjrzeć się jego profilowi. Widzę, że błędnie nazwałam go mężczyzną. Co prawda nie jest już nastolatkiem, ale wisi gdzieś na pograniczu. Jego twarz nie nabrała jeszcze twardego charakteru przez co przez chwilę nie mogę uwierzyć w to, że jest posiadaczem tak bardzo dojrzałego głosu. Całość dopełniają bujne włosy na czubku jego głosy, które gdzieniegdzie zawijają się w loczki. Jest może rok, dwa lata straszy ode mnie.
Równie niespodziewanie jak się obudził obdarza mnie leniwym spojrzeniem. Niemal czuję jakby dotykał mnie na odległość. Najpierw skupia się na moim ciele, które mierzy od góry do dołu. Jestem pewna, że wolałby gdybym wstała, wtedy miałby większe pole do popisu. Potem skupia uwagę na mojej twarzy i czuję jak na moje policzki wkrada się delikatny rumieniec. Mam nadzieje, że w tym półmroku nie dojrzy go.
Od razu nachodzi mnie dziwna myśl. Co o mnie sądzi? Czy myśli, że jestem ładna, czy raczej gardzi mną?
Myślałam, że jest to odpowiedni moment, w którym odezwie się do mnie. Zamiast tego znów zaskoczył mnie wstając z materaca. Pierwsze co rzuca mi się w oczy to to, że nie ma na sobie koszulki, a jego ciało pokryte jest niezliczonymi rysunkami. Naprawdę dziwne. Jeszcze nigdy w życiu nie widziałam czegoś takiego. Jego tors jest bardzo umięśniony, ale nie na tyle, że człowiek zastanawia się, czy to nie jest jakiś wybryk natury.
Dopiero kiedy zauważam, że jedyne co na sobie ma to tylko bielizna zdaję sobie sprawę, że powinnam odwrócić wzrok.
Na szczęście przez ten krótki moment udało mi się zauważyć, że dobrze określiłam jego wzrost.
Po chwili chłopak jest już ubrany i wraca do materaca. Powolnym ruchem składa koc w równą kostkę i odkłada go do kąta. Znów sadowi się na prowizorycznym łóżku tyle tylko, że tym razem postanawia usiąść. Chyba dzięki temu ma na mnie lepszy widok.
Przez moment mam wrażenie, że specjalnie nie odzywa się, aby sprowokować mnie do rozmowy. Tyle tylko, że jestem tak zestresowana, że moje ręce są już tak mokre jakbym wyciągnęła je spod kranu, mój głos na pewno zadrżałby.
Muszę przyznać, że w tym chłopaku jest coś tajemniczego co mnie przeraża. Dodać do tego jeszcze to, że nigdy nie miałam kontaktu ze swoimi rówieśnikami wychodzi jedna wielka katastrofa.
-Jak się nazywasz? – Jego głos przecina ciszę. Pewnie gdyby nie to, że jest przepiękny skrzywiłabym się w tym momencie.
-Alexandra…Nie to znacz-cz-czy… - zaczynam się jąkać.
-Kontynuuj. – mówi unosząc jedną brew do góry.
-Sophie… Nie… April…Jestem April.
-Jesteś pewna, bo coś mi się wydaje, że mieszasz się. –Jestem pewna, że już nie raz znalazł się w sytuacji, kiedy dziewczyna w jego obecności zapomina jak ma na imię.
-Tak. Jestem Alexandra Sophie April, ale nie lubię moich dwóch pierwszych imion, dlatego wolę kiedy ktoś zwraca się do mnie April. – Niespodziewanie napływa do mnie dawka odwagi, która sprawia, że już nie wygłupiam się przed nim, a nawet udaje mi się mówić pewnym głosem. – A ty jak się nazywasz?
-Jak to, nie wiesz? – pyta tak jakby to było coś dziwnego. Skoro nigdy w życiu nawet go nie widziałam, to skąd mam wiedzieć jak się nazywa.
-Gdybym wiedziała to bym się raczej nie pytała. Przecież to logiczne.
-Harry. Po prostu Harry. Nie mam tak wspaniałomyślnych rodziców, którzy nadaliby mi dziesięć imion i mógłbym wybrać z nich jedno. – Czyżbym w jego głosie słyszała kpinę?
___________________________________________
Hej! Miał być pod koniec tygodnia, ale stwierdziłam, że później mam tak zawalony tydzień, że nie dam rady opublikować, a skoro już go napisałam to co szkodzi trochę szybciej go opublikować. 
No to na reszcie pojawił się Harry! Cieszcie się i radujcie! ;p
Mam do was małą prośbę, która na pewno będzie się częściej powtarzała, bo do niektórych nawet nie trafia za 50 razem. 
Widzę, że obserwatorów przybywa (jest ich już 70!), wyświetlenia rosną, co oznacza, że jednak trochę was to czyta. Jednak komentarzy zbyt wiele nie ma. Pewnie, że cieszę się, iż w ogóle są, ale ok 20 na 70 obserwatorów w tym jeszcze anonimy... Trochę słabo. 
Wcześniej nie zawracałam wam tym głowy, bo wiem, że nie było Harry'ego i powiewało nudą, ale teraz fajnie byłoby gdyby komentarzy pojawiało się więcej. 
Niektórzy mają pretensje, że rzadko dodaje, a robię to dlatego, że mam nadzieje, że może ktoś jeszcze wejdzie i napisze coś na temat poprzedniego rozdziału. Wierzcie mi lub nie, ale o wiele przyjemniej publikuje się wiedząc, że ktoś wyrazi zdanie na temat tego co się napisało.

PS: Wyjaśniła się pogmatwana sprawa imienia April.

Na moim ASKU. Możecie pytać mnie o wszystko jak również bohaterów opowiadania.

18 komentarzy:

  1. Super ,super,super.
    Nareszcie pojawil się harry.zastanawia mnie sprawa ,czemu april go nie zna , przeciez jest slawny, nie miala dostepu do internetu ,tv?
    Mam nadzieje ze harry i april cos wymysla i uciekna z tego "wiezienia".
    Pisze z anonima bo nie mam zalozonego konta ,ale się podpisuje ,więc nie miej mi tego za zle , czekam na next , zycze weny :d
    ~Majka <3

    OdpowiedzUsuń
  2. I oto jest Harry! Cieszy mnie to bardzo ;D
    'Jak to, nie wiesz?' - Czy on zawsze musi być pępkiem świata i wszyscy muszą wiedzieć kim jest? ;D
    Mam nadzieję że się dogadają z April ;d

    OdpowiedzUsuń
  3. hyhyhyhy ^.^
    ale mam zaciesza ;D
    Harry, Harry , Harold hahaha xd
    czekałam aż się pojawi i tak coś przeczuwałam, że będą musieli ze sobą wytrzymywać 24 na dobę xd
    rozdział genialny i jak zwykle dobrze dopracowany i wszystko jest w nim jasne ;)
    czekam z niecierpliwością na kolejny i mam nadzieje że pojawi się równie szybko co ten ;D
    Pozdrawiam ! xx

    OdpowiedzUsuń
  4. PERFECT kocham go i cb też i do mnie zapraszam tu pojawił się nowy rozdział www.zycie-nie-ma-granic.blogspot.com a tu pro www.bo-zycie-jest-po-to.blogspot.com i jeszczraz dziękuje i się raduje tak jest Harry yhmmmm jeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee /Światło '' )

    OdpowiedzUsuń
  5. Doczekałam się!W końcu pojawił się Harry!jeee...
    Ich spotkanie-boskie!

    OdpowiedzUsuń
  6. Harrrrrroldzik <3
    Hyhy, mam zaciesza :D świetny rozdział :)
    czekam na nn xx

    OdpowiedzUsuń
  7. Jest Harry ! :D haha . Świetny rozdział :) już myślałam, że ta końcówka bedzie milcząca, ale Harry był tal pomysłowy i się w końcu odezwał :D haha czekam na kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jejku boski zresztą jak wszystkie rozdziały ale wreszcie jest mój ukochany Harry (zresztą chyba nie tylko mój xd) Rozdział cudowny zresztą jak zawsze ale co Ci to będę mówić pewnie to wiesz :)
    PS. Jest do tego prolog ?
    Szukałam dziś i znaleźć nie mogłam i teraz nie wiem xd

    OdpowiedzUsuń
  9. Uhu tajemniczy harry.
    Podoba mu sie to !!

    OdpowiedzUsuń
  10. booooom!!!!!!! super rewelacja i klasa !!!!

    OdpowiedzUsuń
  11. Hej, dopiero co zaczęłam czytać tego bloga i NIE MOGĘ PRZESTAĆ O NIM MYŚLEĆ. Naprawdę, dziewczyno, masz talent, pisz dalej :) No i w końcu pojawił się Harry :D

    OdpowiedzUsuń
  12. Ooo ja ale super !

    OdpowiedzUsuń
  13. Ooo kurde! Niesamowite ;D
    Ale się rozkręciło....
    No i jest Harry.
    Sami we dwoje w ciemnej celi... No jestem ciekawa jak to sie potoczy.
    A tak poza tym jestem ciekawa co Joe miał na myśli mówiąc, żeby mu aż tak bardzo nie ufała.
    Widać, że masz pomysł na to opowiadanie, a z każdym rozdziałem coraz bardziej potrafisz zaciekawić :)
    Jestem ciekawa kolejnych ;D Mama zawsze mi powtarzała, że ciekawska jestem po tacie haha no i uparta też haha ;D
    Genialny rozdział i chcemy więcej.
    Pozdrawiam Bella ♥

    zapraszam na:
    http://imaginy-one-direction-polska.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  14. jeeeej w końcu Harry <3

    OdpowiedzUsuń