DZIEŃ 52
Kolejny raz otwieram książkę,
którą zdążyłam przeczytać przynajmniej dziesięć razy. Jej okładka zaczyna się
niszczyć, ale i tak to mi nie przeszkadza. Lubię kiedy książki właśnie tak
wyglądają, bo wtedy wiadomo, że są dla kogoś ważne i często się do nich
zagląda.
Mimo, że nie mam innego wyjścia
to akurat do tej lektury zaglądam z wielką chęcią. Cieszę się, że akurat wtedy
kiedy ostatni raz wychodziłam z domu wzięłam ją ze sobą.
Kupiłam ją ze względu na to, że
opis wydawał mi się niezwykle ciekawy i miałam nadzieje, że właśnie dzięki niej
znajdę odpowiedzi na parę moich pytań. Niestety dzięki parom fragmentom
narodziły się nowe wątpliwości.
*„Mówią, że w życiu tylko raz można przeżyć
miłość. Tylko raz coś zrywa cię do biegu, każe gnać przed siebie, choćbyś nie
widział wtedy początku ani końca, coś sprawia, że nigdy nie zapomnisz chwil i
miejsc, w których ostatni raz czułaś to, co odeszło... Dla mnie ten
"raz" już minął. Od tamtej pory codziennie staram się odnaleźć w tym,
co zostało.”
Czy to znaczyłoby, że tylko raz w
życiu można zakochać się tak prawdziwie? Tylko skąd mamy wiedzieć, że to ta
pierwsza i ostatnia osoba? Dlaczego w tym wszystko jest takie skomplikowane?
Czemu nie jest tak prosta jak uczucie, które żywi matka do dziecka? W końcu ma
tą samą nazwę.
**„Znasz to uczucie, kiedy chcesz zachłysnąć
się szczęściem, ale boisz się chociażby poruszyć, bo wiesz jak jest kruche? Tak
właśnie się czuła.”
Ten cytat sprawił, że zadrżałam.
Na chwilę odłożyłam książkę na bok.
Nie.
Wcale nie znałam tego uczucia.
Codziennie uśmiechałam się, bo nie miałam powodów do smutku. Tyle tylko, że w
mojej codzienności brakowało życia. Tej ikry i chwili spontaniczności, która
sprawia, że wszystko staje się bardziej ciekawe.
Bohaterka książki w pewnym
momencie życia miała dość. Rzuciła wszystko i zaczęła od nowa. Choć spotkało ją
wiele problemów i nie było tak kolorowo jak wcześniej myślała to dla chwil
bezgranicznego szczęścia była w stanie to przetrwać.
Cel, który muszę zdobyć:
Doświadczyć tego uczucia, które obezwładni mnie do tego stopnia, że będę miała
ochotę wykrzykiwać, że kocham życie.
DZIEŃ 55
Gdzieś na granicy między snem, a
jawą czuję jakieś wstrząsy. Kiedy po jakimś czasie decyduje się w końcu na
otwarcie oczu okazuje się, że to wcale nie był sen, a pierwsze co widzę to
niezbyt urodziwą twarz mężczyzny o szpakowatym nosie i szarych oczach, które w tym momencie przyglądają mi się.
W pierwszym odruchu mam ochotę
zacząć krzyczeć, ale zanim całkowicie zdążę się na to zdecydować mężczyzna
kładzie rękę na mojej buzi sprawiając, że ciche jęki, które wydobywam są
przytłumione.
Jestem sparaliżowana ze strachu.
Chciałabym walczyć, kopać tak aby uwolnić się, ale nie wiadomo czemu nie jestem
w stanie tego zrobić.
-Nie rób takiego hałasu.
Przyszedłem tylko powiedzieć, że masz się przygotować, bo za chwile przyjdzie
po ciebie Eric. A teraz wezmę rękę, a ty ani ważysz się pisnąć. OK?
Kiwam potwierdzająco głową.
Mężczyzna zabiera rękę i nawet na mnie nie spoglądając wychodzi.
Wystarczy mi chwila aby uspokoić
się po tym fałszywym alarmie. Zaraz po tym napływa mnie nowa fala stresu. Co
oni znów planują. Po co niby Eric ma po mnie przyjść skoro nie widziałam go już
od prawie dwóch miesięcy. Myślałam, że dadzą mi spokój, że będę mogła jakoś
przetrwać ten czas, dopóki moi rodzice nie zapłacą im pieniędzy, ale
najwyraźniej im bardzo się nudzi i szukają rozrywki. Tylko dlaczego, akurat na
mnie trafiło?
Zresztą po co mi te domysły skoro
do końca nie wiem o co chodzi. Może po prostu przywita się i odeśle mnie z
powrotem.
Mam nadzieje.
~*~
Już po około dziesięciu minutach
drzwi otwierają się z nieprzyjemnym piskiem, który pogłębia się za każdym
razem. Na sekundę mocno zaciskam powieki, aby dodać sobie tym otuchy. Kiedy
otwieram oczy mężczyzna już jest w środku.
Pierwsze co mnie uderza to brak
zarostu na jego twarzy co sprawia, że wygląda młodziej, a przede wszystkim
łagodniej. Czuję zapach unoszącej się wody po goleniu i od razu wiem, że tak
samo jak ojciec musiałby golić się parę razy dziennie aby mieć gładką skórę.
-Gotowa? – pyta bez uprzedniego
przywitania.
-To zależy na co. – Wiem, że w
tym momencie mam oczy szeroko otwarte oczekując tego co zaraz powie. Chyba
jeszcze nigdy tak bardzo się nie denerwowałam.
-Jest u nas sporawo facetów,
którzy zostawiają po sobie trochę bałaganu. Ktoś musi to posprzątać. Ty nie
będziesz się nudzić, a my także będziemy zadowoleni. – Kamień spada mi z serca.
Może i nie będzie to jedno z najbardziej przyjemnych zajęć, ale rzeczywiście
będę miała co robić. Poza tym spodziewałam się czegoś o wiele gorszego.
-W takim razie możemy już iść.
-I to mi się podoba. Zdecydowanie
i pewność siebie. – Posyłam w jego stronę sztuczny uśmiech, który parę razy
ćwiczyłam przed lustrem. Chyba rzeczywiście opanowałam go do perfekcji, bo nie
widzę, aby mężczyzna zauważył coś podejrzanego. Jedyne co robi to odwzajemnia
go i zamyka za nami drzwi. Dopiero teraz jestem świadkiem tego ile moja cela ma
zabezpieczeń.
W tym samym czasie w mojej głowie
zapala się lampka. Nie wychodziłam z tamtego pomieszczenia dokładnie 51 dni. To
prawie dwa miesiące.
Momentalnie mój oddech
przyśpiesza i dyskretnie rozglądam się po korytarzu, który składa się z
betonowych, szaroburych ścian, w których gdzie nie gdzie można zauważyć stalowe
drzwi identyczne jak do mojej celi. Ktoś kto wymyślał ten interes musiał
naprawdę dobrze wszystko obmyślić.
W tym samym momencie kiedy po
przebyciu bardzo zawiłej drogi dochodzę do salonu zdaje sobie sprawę z tego, że
będąc tutaj być może znajdę jakąś okazję do ucieczki, ale moja nadzieja ulatuje
wraz z zobaczeniem około 13 mężczyzn. Nie wiedziałam, że jest ich aż tylu.
Wymieniam się ukradkowym
spojrzeniem z Joe’m i przypominam sobie, że nikt nie może dowiedzieć się o
naszych rozmowach. Nadal nie potrafię zrozumieć dlaczego zachowuje się tak, a
nie inaczej. Nieraz miałam wrażenie, że wcale nie jest zadowolony z tego co
robi, ale wolałam zachować to do siebie.
Tym razem zostaje zaprowadzona do
kuchni i nikt nie zwraca na mnie uwagi.
-Na rozgrzewkę pozmywaj to. Dziś
musisz tylko rozeznać się gdzie co jest. OK. bierz się do roboty. – Tak po
prostu dołącza do reszty.
Z przerażeniem spoglądam na stos
naczyń. Wszystkie wręcz ociekają tłuszczem co jeszcze bardziej potęguje moją
odrazę.
Zaraz…
Ale jak ja mam się za to zabrać?
Nigdy w życiu tego nie robiłam.
Przecież od tego mamy służących.
Myśl April, myśl…
Zaczynam od wyciągnięcia
wszystkiego z komory. Najchętniej założyłabym grube rękawice, ale wole nie
ryzykować rozzłoszczenia tych mężczyzn. To, że Eric jest dla mnie miły nie
znaczy, że w towarzystwie będzie tak samo.
Starając sobie przypomnieć obraz
tego kiedy byłam w kuchni i rozmawiałam z panią Rose. Wiem, że wtedy zmywała
naczynia. Pamiętam, że nad jednym wgłębieniem unosiła się para. Czyli muszę
nalać ciepłej wody. Otwarłam szafkę powyżej i znalazłam resztkę płynu, którego
odrobinę dodaje do cieczy.
W międzyczasie nasłuchuję o czym
rozmawiają. Jedyne co do mnie dochodzi to ich przytłumione głosy. Niemal
wszystko we mnie krzyczy, modląc się, aby przyciszyli telewizor.
Oddychając ustami dałam radę to
wszystko umyć. Wiem, że będą mi się śniły przez to koszmary, ale jestem z
siebie duma, że podołałam temu zadaniu.
W tym samym momencie kiedy kładę
ostatni talerz na suszarkę podchodzi do mnie jakiś mężczyzna. Ma
ciemnoniebieskie oczy, można powiedzieć, że nawet granatowe. Ma gęste blond
włosy i na pewno nie więcej niż 35 lat.
-Odprowadzę cię. – mówi prawie
szeptem zaciągając się papierosem, którego dym drażni moje gardło. Kiwam jedynie
głową nie wiedząc jak mogę zachować się w jego towarzystwie. –Idź przodem. –
rozkazuje.
Wszystko idzie jak z płatka, ale
kiedy dochodzę do jednego z rozwidleń w korytarzu nie wiem, którą drogę wybrać.
Mężczyzna nadal się nie odzywa, ale przez całą drogę słyszałam jego kroki więc
musi gdzieś tu być.
-Prawo. – mówi krótko. Albo taka
jego natura, albo naprawdę mnie nie lubi skoro wydawanie jakiegokolwiek głosu
ogranicza do minimum. Przez to reszta drogi dłuży mi się niesamowicie. Choć już
zdążyłam znienawidzić mój „pokoju” to w tej chwili czuję się na tyle spięta,
że jak najszybciej chcę do niego wrócić.
Kiedy drzwi za mną zamykają się
opadam na łóżko. Czuję się tak wyczerpana jakbym za sobą miała przebyty
sprintem dystans.
DZIEŃ 70
Znów jestem zdana tylko na
siebie. Myślałam, że będąc im posłuszna uniknę jakiejkolwiek kary. Najwyraźniej
ludzie stąd nie wiedzą co tak naprawdę oznacza dać komuś obietnice. Nie
przeszkadzałoby mi to tak bardzo gdybym tylko mogła coś zjeść.
Nie jest tak tragicznie jak
ostatnio, ale czuję się osłabiona. Do tego stopnia, że choć nie mam nic innego
do robienia to nie mam sił wstać z łóżka i posprzątać okruszków, które nadal
tkwią na stole i przypominają mi o tym, że jeszcze parę dni temu mój brzuch był
pełen.
W snach coraz częściej pojawiają
się inne obrazy niż te ze wsi. Czasami stoję przy oknie i przez parę godzin
przyglądam się ptakom, które usadowiły się na jednym z drzew.
Okropnie tęsknie za świeżym
powietrzem, które od razu po wyprodukowaniu trafia do moich płuc. Nieraz boję
się, że zapomnę jak wygląda Słońce. Tak bardzo chciałabym zobaczyć choć jego
promień. Wcześniej tak naprawdę nie doceniałam tego, że mam możliwość widzenia
je codziennie. Nie wiedziałam, że jest to dla mnie takie ważne.
Ni stąd ni zowąd przed oczami
stają mi sylwetki moich rodziców.
Co się z nimi dzieje?
Bardzo się o mnie martwią?
Starają się zdobyć dla mnie pieniądze?
Mają nadzieje na to, że zostanę uwolniona?
Może myślą, że nie żyje?
Najpierw czuje jak w moją twarz
gwałtownie uderza ciepło. Jest tak wielkie, że muszę sprawdzić, czy to aby nie
prawdziwy ogień.
Jestem zła.
Piekielnie zła.
Przecież nic im nie zrobiłam.
Nienawidzę ich za to, że mnie tu
zamknęli.
Nienawidzę ich za to, że chcą
zagłodzić mnie na śmierć.
Jeszcze nigdy nie czułam chęci
uderzenia kogoś tak mocno, aby po jego twarzy popłynęła krew. Nie spotkałam się
z tym, aby wszystko we mnie buzowało.
Odpowiedź jest prosta. Moje
dotychczasowe życie przepełnione było spokojem i miłością. Nie denerwowałam się
prawie niczym. Zawsze byłam najedzona i wyspana. Nikt nawet nie odważyłby się
traktować mnie jak śmiecia, a tym bardziej odcinać mnie od świata.
Widzę jak wszystko przed moimi
oczami wiruje.
Chyba zaczynam tracić rozum.
2 godziny później
Kiedy pierwszy raz od 4 dni drzwi
się otwierają czuję nagły przypływ energii. Chyba łącze pomiędzy moim
kończynami, a mózgiem zostało zerwane, ponieważ podrywam się gwałtownie i mimo
zawrotów głowy coraz bardziej zbliżam się do mężczyzny, który jest łudząco
podobny do Erica. To właśnie on towarzyszył mu w czasie mojego uprowadzania.
Gniew jeszcze bardziej wzrasta.
Z każdą sekundą widzę jak jego
oczy coraz bardziej rozszerzają się w akcie zdziwienia. Sama czuję się
zdezorientowana. Mam wrażenie, że nie jestem jedną osobą. Mój rozum i ciało
toczą między sobą walkę, na której wynik nie mam żadnego wpływu.
Skupami się na szczelinie, która dzieli
go od potężnej framugi drzwi. Jeżeli uda mi się przez nią przecisnąć to będzie
cud, ale mimo wszystko muszę próbować. Tu chodzi o to jak dalej potoczy się
moje życie, a na pewno nie mam zamiaru spędzić swoich ostatnich dni tutaj.
Wszystko trwa zaledwie trzy
sekund, więc nie wiem jakim cudem zauważam jak wyraz twarzy mężczyzny zmienia
się. Jego rysy stają się ostrzejsze i groźniejsze do tego stopnia, że w moim
umyśle zapala się czerwona lampka, mówiąca o zagrożeniu.
Mimo swojej masy porusza się
zadziwiająco szybko. Zanim zdążę mrugnąć okiem już leże na ziemi powalona przez
jego niezwykle precyzyjny i silny cios zadany w moją twarz.
Na początku jestem jedynie
oszołomiona. Miałam ogromną nadzieję, że mi się uda. Dopiero później zdaje
sobie sprawę w co się wpakowałam. Całość dopełnia nieznośny ból promieniujący z
mojej szczęki. Zanim zdążę odzyskać jasność umysłu znów zostaje zaatakowana.
Tym razem trafia na mój brzuch. Zwijam się w kłębek mając nadzieje, że w ten
sposób choć trochę ochronię się.
Po paru minutach kiedy jestem już
kompletnie wyczerpana, a praktycznie całe moje ciało jest jednym pulsującym
bólem zaczynam głośno jęczeć. Dopiero po chwili zauważam, że był to dobry
pomysł, ponieważ szybko pojawia się dwóch mężczyzn, których przez łzy i to, że
ostrość mojego wzroku zmniejszyła się nie mogę zidentyfikować. Rzucają się na
Christophera, który zamierza się do kolejnego uderzenia. Na szczęście udaje im
się odciągnąć go ode mnie.
Jestem tak wyczerpana, że mam
ochotę zamknąć oczy, ale boję się. Co jeśli jakiś narząd w moim ciele został
uszkodzony i jeśli zasnę już nigdy się nie obudzę?
Powoli przestaje widzieć
jakiekolwiek kształty. Dlatego kiedy obraz przede mną staje się ciemniejszy
wiem, że ktoś się nade mną nachyla. Na początku moje serce przyśpiesza, bo boję
się, że nie udało im się utrzymać bruneta i wrócił, aby mnie zabić, ale zaraz
potem słyszę dobrze mi znany głos, który lekko mnie uspokaja.
-No to mała narobiłaś sobie
niemały problem. Nie będę powtarzał, że uprzedzałem cię przed tym, bo to nie ma
sensu. – W życiu nie spodziewałabym się, że Joe będzie w stanie w takiej
sytuacji mówić tak łagodnym głosem. – Słyszysz mnie księżniczko? – Nawet teraz
kiedy słyszę to słynne przezwisko zaciskam pięści.
Przez te parę minut kiedy miałam
nikłą szansę i nadzieje na wolność coś we mnie pękło. Do końca nie wiem co to,
ale podejrzewam, że trochę opanowania i spokoju. Wiem, że tutaj w żaden sposób
nie pomogą mi dobre maniery, czy uśmiech na twarzy. Muszę być twardsza.
-Yhy. – udaje mi się wymruczeć.
-Nieźle cię urządził. – mówi
jakby do siebie. – Za chwilę wracam. Pójdę tylko po jakiś opatrunek. – Nie wiem
jakim cudem udaje mi się złapać go za rękę. – Spokojnie. On już tu nie wróci.
Wierz mi lub nie, ale nie tylko mi zależy na tym, abyś przeżyła. Jaki pożytek
będziemy z ciebie mieć jeśli umrzesz? – Mimo wszystko odchodzi, a ja mam
wrażenie, że bez jego głosu mój ból się wzmaga. Jeszcze nigdy nie cierpiałam
tak bardzo. Prawie nie chorowałam, a odżywiałam się bardzo zdrowo. W dodatku
nigdy nie miałam okazji brać udziału w jakichkolwiek bójkach. Po pierwsze nie
miałam rodzeństwa, a po drugie nie chodziłam do szkoły. Ciekawe, czy gdyby
wszystko wcześniej potoczyłoby się inaczej to teraz byłabym silniejsza i już
dawno wyszłabym na wolność.
Te parę minut kiedy w napięciu
nasłuchuję czy ktoś przypadkiem nie zbliża się, aby ponownie zrobić mi krzywdę
dłużą się nieskończenie, ale przynajmniej coś dobrego zaczyna dziać się z moim
wzrokiem, ponieważ zaczynam zauważać kontury różnych przedmiotów.
-To ja. – mówi Joe podchodząc do
mnie. – Mam dla ciebie parę opatrunków i tabletki przeciwbólowe, bo na pewno
nie możesz już wytrzymać. Jest jeden problem będziesz musiała się podnieść, a
to na pewno nie będzie przyjemne. Pomogę ci.
Delikatnym jak piórko ruchem
przekręca moją sylwetkę na wznak. Mimo, że nie chce robić mi krzywdy to słyszę
jak z moich ust wydobywa się jęk.
Zdecydowanie mogłam zamknąć oczy.
Może wtedy ten koszmar skończyłby się.
-Dobra dziewczynka. - stwierdza.
– Teraz pomogę ci się podnieść. Na trzy.
Kiedy się podnoszę do pozycji
siedzącej zapewne na moich skroniach pojawia się pot. Jestem bliska krzyku.
Czuję jakby każdy nerw mojego ciała był przeszywany ostrymi i cienkimi
szpileczkami. Chłopak nakazuje mi otwarcie buzi. Kładzie gorzką tabletkę na
moim języku. Bez popicia połykam ja najszybciej jak potrafię. Wszystko bylebym
mogła ponownie się położyć.
-Super. – odzywa się znów i
zaczyna powoli mnie opuszczać. – Teraz przyjże się twojemu brzuchowi, bo to
chyba on najbardziej ucierpiał.
Nawet ocieranie się bluzki o moją
skórę powoduję, że mocno zaciskam zęby. Czuję jego chłodne ręce, które badają
moje rany. Po chwili chyba wsmarowuje jakąś maść, która sprawia, że czuję
niewyobrażalną ulgę. Do tego stopnia, że prawie się uśmiecham.
-Zapomniałem ci powiedzieć. Ta
tabletka jest na tyle silna, że pewnie za chwilę zaśniesz. To dobrze, chociaż
będziesz miała czas się zregenerować.
Nie, tylko nie to. Przecież on
może wejść tu w każdej chwili. Może mnie skrzywdzić nawet wtedy kiedy będę
pogrążona we śnie.
-Musisz spać. On już nie zrobi ci
krzywdy. Trochę go poniosło, bo zdenerwowałaś go, ale teraz nie jest już zły.
Postanawiam, że najlepiej będzie
jeśli mu zaufam, bo jak nie jemu to komu?
Z każdą minutą jego słowa z coraz większą trudnością przedostają się przez zasłonę mgły, która ogarnęła mój umysł, aż do czasu kiedy tracę kontakt z rzeczywistością. Nie śni mi się żaden sen.
_______________________
Tak wiem Harry'ego nadal nie ma.
Napisałam już chyba z 5 rozdziałów do przodu, więc jeśli teraz nie będę miała tak strasznie dużo nauki to rozdziały będą pojawiały się w miarę regularnie, czyli ok co tydzień, ale to też zależy od tego jak dużo z was skomentuje.
W 7, albo 8 rozdziale Hazz nareszcie się pojawi.
A teraz lecę się uczyć! ;/
Dzięki za wszystkie bardzo miłe opnie! :***
* "Ostatnia Spowiedź" TOM1
** "Ostatnia Spowiedź" TOM1
SUPEROWY kochana czekam na next i u mnie pisze się kolejny rozdział jak byś chciała poczytać i ocenić/skomentować to zapraszam www.zycie-nie-ma-granic.blogspot.com /Światło '' )
OdpowiedzUsuńŚwietny blog <3 i rozdział :)
OdpowiedzUsuńCzekam na nn :3
Kurcze...
OdpowiedzUsuńAż nie wiem co mam napisać. Ten moment kiedy April próbowała się wydostać a ten cały Christopher ją pobił... Nawet nie mam na to słów. Po prostu... Przepraszam.
Mam jeszcze do ciebie pytanie dotyczące książki... Możesz podać mi jej tytuł? :) Chyba ,że sama wymyśliłaś cytaty to gratuluję. Naprawdę są świetne ;).
Przepraszam ,ze tak króciutko ale czytam ten rozdział "szukając informacji" więc muszę lecieć :/
Trzymaj się cieplutko i czekam na nn :)
Black Star
czego-oczy-nie-widza.blogspot.com <----- Pojawił się już piąty rozdział! Opowiadanie fantasty!
czarna-otchlan-pustki.blogspot.com
jeju . Biedna. Głupole tam są.Miło ze strony joe'go.
OdpowiedzUsuńświetny ! ale idiota z tego kogoś kto ją pobił ! bosz...
OdpowiedzUsuńczekam na ten moment w którym pojawi się Harry bo jestem ciekawa jak to będzie wyglądało :D
bardzo doobry rozdział ; )
czekam na kolejny i pozdrawiam ! xx
Kompletnie nie wiem, co mam tu napisać, bo jestem tak zachwycona rozdziałem... Uwielbiam taką tematykę...
OdpowiedzUsuńPiszę ten komentarz, żebyś wiedziała, że wciąż tu jestem i czytam :)
Świetny :) nie mogę się doczekać kiedy w końcu będzie Harry *-*
OdpowiedzUsuńzaczepisty i wgl... kocham cie czekam na nn :)
OdpowiedzUsuńto co powiem jest dziwne- wlasnie o takie akcje mi chodzilo i jakby Harry oraz April dodani zostana do 1 celi ona moglaby byc taka zmartretowana i w tedy on by sie zlitowal i zaczol ja uspokajac itd... rozumiesz? KOCHAM CIE!!!!!!!
OdpowiedzUsuńHARRY! - kiedy si pojawi? NIE MOGĘ SIĘ DOCZEKAĆ!
OdpowiedzUsuńRozdziały są bardzo ciekawe, ale i tak nie mogę się doczekac, aż pojawi się Harry.
OdpowiedzUsuńuuu straszny ale bardzo fajny lubie takie :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam :)
zakochałam się w tym blogu, zresztą jak w każdym Twoim blogu! <3 rozdział super jestem bardzo ciekawa w jakich okolicznosciach pozna Hazze i co się dzieje z jej rozdzicami /Add
OdpowiedzUsuńAłć to musiało boleć ;c Ale bawiła mnie sytuacja, kiedy nasza bohaterka miała pozmywać naczynia i próbowała ogarnąć jak to się robi xd
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny ;)
@bimberovelove
Wow fajny! :) tyle dni w niewoli :o ciekawe jak ma sie Hazz i jak sie poznaja ;3
OdpowiedzUsuńomg zaje..s.y kocham go i ciebie kochana neon
OdpowiedzUsuńRozdzialy sa super,ale na pewno bedzie lepiej gdy już pojawi się harry , nie mogę się doczekac już , kazdy rodzial czytam i mam nadzieje ze w koncu hazaa bedzie , ale nie , podobaja mi się rozdzialy i przyznam ze potrafisz trzymac nas w niepewnosci , czekam na next :D
OdpowiedzUsuń~Majka<3