DZIEŃ 76
Akurat tą noc udaje mi się
przespać spokojnie. Myślę, że w dużej
mierze zasługą jest tutaj ciepły posiłek, który nadal czuję w żołądku oraz to,
że w końcu udało mi się przekonać Harry’ego, że wcale nie mam wobec niego złych
zamiarów.
O poranku każdy z nas zajmuje się
swoimi sprawami. Ja ponownie zagłębiam się w lekturę, a chłopak prawie jak
zawsze leży i wpatrując się w sufit rozmyślając. Dzisiejszego dnia nie
zamieniliśmy ani jednego słowa, ale ta cisza wcale nam nie przeszkadza.
Niespodziewanie w drzwiach
pojawia się Christopher. Czuję gęsią skórkę na moich ramionach, ale na szczęście
nie trzęsę się ze strachu jak to robiłam jeszcze nie dawno.
-Chodź. – mówi krótko. Ton jego
głosu jest przyjazny, ale mimo to czuję w nim nutkę fałszu co odrobinę zaczyna
mnie stresować. Mimo wszystko staram się to zrzucić w jak najgłębszą otchłań
mojego umysłu i nie zadręczać się tym.
Wstaję ostatni raz spoglądając na
Harry’ego, który nie daje żadnych oznak życia i wydaje się pochłonięty swoim
światem. Nie wiem dlaczego, ale akurat w tej chwili chciałabym aby na mnie
spojrzał i choć na chwilę pokazał swoje dołki w policzkach. Wiem, że to
odrobinę uspokoiłoby mnie, bo skoro on nie widzi zagrożenia to ja też nie mam
czego się obawiać.
-Szybciej. – mruczy
zniecierpliwiony.
Drzwi za mną zamykają się z
cichym kliknięciem, które w mojej głowie odbija się jak echo. Coś złego za
chwilę się stanie. Wiem to. Czuję napięcie wiszące w powietrzu, a mój oddech
przyśpiesza.
-Idź przed siebie. – wydaje
komendę, ale tym razem nie mogę wyczytać z jego głosu jakichkolwiek emocji. To
jeszcze bardziej mnie stresuje, bo nie wiem czego mam się spodziewać.
Posłusznie wykonuje jego
polecenie. Mam dziwne wrażenie, że wszystkie moje zmysły są nasilone. Słyszę
każdy jego krok, który zostaje postawiony zaraz po moim. Niemal czuję zapach
wilgoci, która unosi się wokół. Moje serce przyśpiesza z niezwykłą szybkością
pompując krew.
Gdybym tylko w tym momencie
ujrzała Joe’go byłabym spokojniejsza. Gdzie on jest kiedy go potrzebuje?
Kiedy wchodzę do salonu i okazuje
się, że panuje w nim cisza jak makiem zasiał oraz, że nie ma żadnej żywej duszy
wpadam w panikę. Rozglądam się szukając jakiejkolwiek luki, czy miejsca dzięki,
któremu mogłabym się stąd wydostać. Tak strasznie się boję.
-Skręć w prawo. – odzywa się
ponownie mężczyzna, a ja robię wszystko, aby tylko nie pokazać jak bardzo się
boję. Wykonuje jego polecenie powoli tracąc jakąkolwiek nadzieje na to, że to
co zobaczę w środku nie będzie aż tak straszne jak mi się wydaje.
Parę metrów przed ogromnymi
metalowymi drzwiami wyciąga pęk kluczy i otwiera drzwi. Mam wrażenie, że za
chwilę zemdleję, albo zacznę krzyczeć. Chce do domu. Nic więcej.
-Witaj księżniczko. – ton głosu
Erica nie zwiastuje niczego dobrego. Nie potrafię powstrzymać wzdrygnięcia się.
Spoglądam na niego z pewnie wypisanym strachem w oczach, ale w tej chwili nie
dbam o to. Wiem, że w żaden sposób nie mogę poradzić na to co za chwilę się
stanie. Jestem bezradna i całkowicie zdana na ich łaskę.
Pomieszczenie, w którym obecnie
się znajdowałam było naprawdę przytulne pewnie miało za zadanie stworzyć pozory
normalności i uśpić moją czujność. Jego jasnobrązowe ściany zdobiły
najróżniejsze wzory kwiatowe, które niewątpliwie powstały z rąk człowieka.
Jedyne co mnie najbardziej dziwi to brak jakichkolwiek mebli. Oczywiście nie
licząc komody w rogu oraz krzesła postawionego na środku. Znajdują się tutaj
jedynie trzy osoby: Eric, Christopher oraz Ben. Widzę jak wszyscy wpatrują się
we mnie z szyderczymi uśmieszkami. Wiem, że doskonale zdają sobie sprawę z
mojego przerażenia. Trzeba być naprawdę okrutnym aby cieszyć się z czyjegoś
nieszczęścia. Jestem pewna, że w tej właśnie chwili czują władzę.
-Pewnie zastanawiasz się dlaczego
sprowadziliśmy cię tutaj. – odzywa się ponownie mężczyzna. Nie jestem nawet
zdolna do kiwnięcia głową, ale on nawet nie czeka na moje potwierdzenie. –
Powinnaś mieć pretensje tylko i wyłącznie do swoich rodziców. Naprawdę nie
mieliśmy wobec ciebie złych zamiarów. Nawet my mamy gdzieś tam odrobinę dobroci
w sobie, a ty przecież jesteś tak niewinną istotką… Usiądź proszę tam. –
Wskazuje na krzesło, które zaraz po wejściu do tego pomieszczenia zaintrygowało
mnie. Niby zwykły mebel, ale wzbudza we mnie odrazę.
Tylko przez sekundę waham się.
Nie mam pojęcia co stanie się dalej. Jestem bezsilna, a mój los jest w ich
rękach. Nie mam pojęcia co też takiego dla mnie planują. Wykonuje jego
polecenie, ale najchętniej wybiegłabym stamtąd z krzykiem.
-W ogóle nie spodziewaliśmy się,
że akurat oni będą sprawiać takie problemy. Myśleliśmy, że bez żadnych hamulców
wpłacą należną sumę. Niemal byłem pewien, że jesteś ich w oczkiem w głowie.
Najwyraźniej ważniejsze są dla nich pieniądze niż dobro ich jedynej córki.
Bardzo to smutne. Nawet nie wyobrażam sobie tego jak w tej chwili musisz się
czuć. – Nachyla się nade mną, ale wcale nie czuję jego współczucia. W ogóle w
tej chwili nie obchodzą mnie jego słowa. Podświadomie czekam na to co chcą
zrobić. Od razu w głowie zapala mi się czerwona lampka. Nie ma pieniędzy, czyli
trzeba się mnie pozbyć. Czuję jak moje serce jeszcze bardziej przyśpiesza.
Zaciskam ręce na podłokietnikach krzesła. Mam nadzieje, że choć w taki sposób
uda mi się rozładować stres. – Skoro ciągłe przypominanie im o wpłacie
pieniędzy nie poskutkowało to musimy posunąć się do czegoś innego. Naprawdę już
dostatecznie przeciągaliśmy ten moment. Bardzo mi przykro, ale tak musimy. – W
jego oczach o ile się nie mylę widzę iskierkę prawdziwego żalu, ale szybko ona
ginie zamaskowana chorą determinacją. – Chris? - mówi do swojego brata, a ja
czuję jak każdy mięsień mojego ciała staje się napięty do granic możliwości.
Mężczyzna z lekką nadwagą podchodzi do mnie z kawałkiem sznurka. Kto jak kto,
ale wolałabym, aby to ktoś inny obezwładniał mnie. Nawet nie staram się
wyrywać. Nie sprawiam żadnego oporu. Wiem, że to jest bez sensu. Jest ich
trzech, a ja jestem jedna w dodatku już od dawna nie mam władzy nad własnym
losem. Nie jest w stanie zmienić tego nawet moja rozpaczliwa chęć dalszego
życia. Nie mogę znieść myśli, że wszystkie plany i marzenia legną w gruzach
przez to, że ktoś o wiele za wcześnie zadecydował za Boga i odebrał mój czas
przebywania na ziemi.
Wysoki postawny mężczyzna z
komody wyciąga coś co na początku biorę za aparat, ale po chwili okazuje się,
że to kamera.
-OK. Zaczynajmy. – mówi Eric. W
tym momencie jeszcze bardziej niż kiedykolwiek wcześniej widzę to, że właśnie
on dowodzi tym wszystkim. – Chcesz może coś powiedzieć rodzicom April. –
Wzdrygam się słysząc swoje imię wypływające z jego ust. Wypowiada je w jakiś
dziwny szyderczy, czy też prześmiewczy sposób.
Co też takiego mogę powiedzieć
moim rodzicom w moich ostatnich chwilach życia? Jeśli Eric mówi prawdę to
rzeczywiście wcale mnie nie kochają. Po co mam mówić cokolwiek skoro ich los
najwyraźniej w ogóle ich nie obchodzi? Wpatruje się w obiektyw jak
zahipnotyzowana. Mam nadzieje, że dzięki mojemu spojrzeniu dojdą do wniosku, że bardzo ich cenię i mimo tego, że to przez nich, jak się okazuje moje życie wyróżnia się spośród innych nastolatków i tak ich kocham. Nie jestem w stanie poruszyć się co nie jest jedynie winą
sznura, który boleśnie wpija się w moje koniczyny.
-To chyba znaczy „nie”. – zabiera
głos Chritopher i zaczyna śmiać się w niebogłosy. Czuję jak coś podchodzi mi do
gardła. Mam wrażenie, że za chwilę zwymiotuje, ale w tym samym momencie przebudzam
się, bo na prawym policzku zaczynam czuć nieprzyjemne szczypanie i pieczenie,
które sprawia, że czuję jak łzy napływają mi do oczu. Spoglądam w górę i widzę
Erica. Kąciki jego ust są uniesione do góry. Dotykam bolącego policzka i wtedy jakaś ciecz kapie na moją dłoń. Spoglądam w dół i zauważam czerwoną plamkę kontrastującą z jasną skórą.
ZACZĘŁO SIĘ
Prawdziwe piekło.
Zadawano mi cios za ciosem.
Jedne były słabsze, a drugie sprawiały, że na prawdę marzyłam o śmierci. Wszystko działo się tak szybko, że nie miałam nawet czasu ocknąć się z
poprzedniego uderzenia, a pojawiało się kolejne, które na moment oszałamiało
mnie. Czułam mdłości i zawroty głowy. Dopiero kiedy razem z krzesłem zostałam
przewrócona, a jego każdy fragment boleśnie wpijał się w moje ciało zaczęłam
cicho jęczeć. Moja twarz zapewne była już cała opuchnięta i doprowadzona do
takiego stanu jakiego pragnęli ci panowie.
PRZENIEŚLI SIĘ NA MÓJ BRZUCH.
Teraz już z trudem łapałam
powietrze. Każda porcja tlenu zamiast zaspokajać mnie i dawać mi ukojenie
sprawiała mi ból nie do opisania, który promieniował prawie na całą klatkę
piersiową.
-Proszę. Przestańcie. – udało mi
się wyszeptać.
-Głośniej księżniczko. Oni nic
nie słyszę. – odzywa się Ben, który zajmuje się nagrywaniem wszystkiego. Skacze jak klown wokół mnie i moich napastników. Jestem pewna, że chce zdobyć jak najlepsze ujęcia.
-To boli. – nadal szepcze.
-Głośniej. – Z całej siły kopie
mnie w brzuch. Z moich ust wyrywa się krzyk. Już wiem co mam robić. Muszę
sprawić żeby moi rodzice byli przerażeni. Wtedy przestaną. Będą mieli materiał
i skończą te katusze. Może jednak będę żyć?
-Przestańcie!!! – krzyczę
zwijając się z bólu.
-Myślę, że i tak nie dostatecznie
zadaliśmy ci ból. – odzywa się Christopher.
-Nie!!! Błagam!!! – mój głos
lekko się załamuje. Jeśli dostanę jeszcze choć jeden cios to chyba nie
wytrzymam tego.
-OK. Chris. Wystarczy. – mówi
Eric, a ja mimo tego, że przed chwilą sprawił, że nie mam sił do życia jestem
mu bardzo wdzięczna. Pochyla się nade mną i rozwiązuje gruby sznur, na którym
na pewno znajdują się ślady mojej krwi. W czasie kiedy wiłam się na podłodze
zaczęły nieźle wpijać się w moją skórę. – Możesz iść. – mówi jak gdyby nigdy
nic.
Jak może kazać mi iść skoro nawet nie mam
siły podnieść się na ramionach? Mimo to biorę głęboki oddech i zmuszam mięśnie
do pracy.
-Szybciej. – mówi Christopher i
jakimś przedmiotem uderza mnie w głowę. Najpierw tracę ostrość widzenia, a
potem nie widzę kompletnie nic. Tracę przytomność. Może tak jest lepiej?
***
Mam wrażenie, że jestem
obserwatorem wszystkiego co się dzieje. Niewątpliwie cofnęłam się w czasie.
Wiem to, ponieważ moja mama wygląda na o wiele młodszą niż jest obecnie, a ja
mam może metr dziesięć wzrostu. Widzę jak kobieta pochyla się nade mną i
starannie wiąże mój szalik.
-Mamusia za chwilę przyjedzie.
Poczekaj. – Uśmiecha się do mnie przelotnie i wychodzi.
Młodsza wersja mnie siada na
jednej z puf znajdujących się przy wyjściu. Słyszę jakieś krzyki. Dziecko
zakrywa uszy i w tym samym momencie krzyki stają się bardziej stłumione. Idę w
kierunku w którym zniknęła moja matka, ale nie mogę otworzyć drzwi, ani wyjść
poza granicę tego pomieszczenia. Jedyne co mi pozostaje to siedzenie tutaj i
czekanie w jaki sposób rozwinie się sytuacja.
Dziewczynka wesoło podryguje
nogami i z nadal zasłoniętymi uszami zaczyna nucić jakąś piosenkę. Niewątpliwie
jest świadoma tego co dzieje się za drzwiami, ale albo wie, że nie powinna tam
zaglądać, albo już kiedyś przekonała się, że to nie niesie nic dobrego.
Po dosłownie minucie drzwi się
uchylają, a w nich znów pojawia się ta sama uśmiechnięta kobieta. Tyle tylko, że
jej policzek zdobi dość pokaźne zaczerwienienie.
-Skarbie. Mamusia nie może dziś odprowadzić
cię do przedszkola. Pan Rupert zawiezie cię.
-Znowu, mamo!
-Przepraszam skarbie, ale
naprawdę nie mogę. Uważaj na siebie. – Dziecko kiwa jedynie potwierdzająco głową i
wychodzi na dwór gdzie cienka warstwa śniegu pokryła ziemie. Wiem, że ma wielką ochotę,
aby ulepić choć jedną kulkę, ale wie, że nie mogę tego zrobić, bo wtedy
poplami swoje ubranie. Otwiera uliczkę i widzę limuzynę…
***
-April. Obudź się. Błagam. –
słyszę szept, który przebija się przez mgiełkę otumanienia. Próbuję otworzyć,
oczy ale nie mogę. Nie czuję kompletnie nic. Gdyby nie ten głos z lekką
chrypką, który daje mi minimalną nadzieje na to, że wszystko wróci do normy
pewnie już dawno poddałbym się, a czerń pochłonęłaby mnie. – Słyszysz mnie?!-
teraz już wiem, że to wcale nie jest szept. Chłopak krzyczy. To ze mną coś jest
nie tak. – Ściśnij moją dłoń jeśli tak! Daj mi jakiś znak! Albo najlepiej po
prostu obudź się! – Z całych sił skupiam się na mojej prawej dłoni. Najpierw
czuję delikatne ciepło, a potem fakturę jego szorstkiej skóry. Gdybym była w
stanie pewnie skrzywiłabym się pod wpływem jego miażdżącego uścisku. Chyba
udaje mi się poruszyć palcem, bo jego głos jest trochę mniej zestresowany. –
Dobrze mała. Przecież nie chcesz umrzeć. Masz jeszcze całe życie przed sobą. Po
prostu otwórz oczy. Obudź się. Już nic ci nie grozi.
-Wszystko mnie boli. – szepcze
krzywiąc się przy tym. Mam nadzieje, że chłopak to usłyszał, bo raczej nie
byłabym w stanie znów tego powtórzyć. W czasie kiedy niespodziewanie ból we
mnie uderza i zaczyna rozchodzić się po całym moim ciele niemal paraliżując
mnie swoją coraz to bardziej nasilającą się mocą niemal zaczynam się modlić,
abym znów zasnęła i przestała czuć cokolwiek. Przetrwałabym nawet najgorszy sen
byleby tak nie cierpieć.
-Całe szczęście. – Słyszę jak
oddycha z ulgą, a potem dziwne ciepło ogarnia całe moje ciało. Choć powinnam w
tym momencie zwijać się z bólu z powodu jego rażącego dotyku to wcale tak nie
jest. Dzięki temu mogę przynajmniej skupić się na czymś innym.
-Wcale nie.
-Jeśli boli cię to znaczy, że
żyjesz. Nie mam żadnych tabletek nie mogę ci ulżyć.
-Nie mogę otworzyć oczu. – mówię
drżącym, słabym głosem. – Co się stało?
-Nie mam pojęcia.
-Jak to?
-Po prostu zabrali cię, a kiedy
obudziło mnie otwieranie drzwi Christopher niemal rzucił cię na podłogę.
Myślałem, że nie żyjesz, ale wtedy nie wróciłabyś tutaj. Dokładnie zbadałem
puls i oddech, ale nie wiedziałem co mam robić dalej. Dlatego czekałem aż się
wybudzisz i przy okazji przemyłem twoje rany.
-To oni. – mówię kiedy przed
oczami stają mi sceny tego co działo się jeszcze nie dawno. Ból uderza we mnie
ze zdwojoną siłą.
-Boli cię? Po prostu nie myśl o
tym. Najlepiej byłoby gdybyś zasnęła. Wtedy twoje ciało najszybciej się
regeneruje.
-Jestem tak zmęczona, że ledwo
mam siłę cokolwiek powiedzieć.
-To dobrze. Śpij. – Powinnam
oburzyć się tym, że rozkazuje mi co mam robić, ale czułam jakby w każdy nerw
mojego ciała wbijana była milimetrowa szpileczka, ale to nic. Gorsze było to,
że ktoś wbijał je coraz głębiej, tak jakby testował jak dużo jestem w stanie
wytrzymać.
Starałam się myśleć o czymś
innym, byleby nie był to ból, ale kiedy nie koncentrowałam się na tym znów
wracałam do najgorszego momentu w moim życiu.
***
DZIEŃ 79
HARRY
Minęły trzy dni odkąd ostatni raz
ze mną rozmawiała. Czasami mam wrażenie, że przestaje oddychać. Najczęściej
wtedy moje serce przyśpiesza, a kiedy sprawdzam jej puls od razu uspokajam się.
Nie chodzi o to, że martwię się o to, że umiera, czy też przez to, że się z nią
zżyłem. Po pierwsze nie znamy się zbyt dobrze. Fakt, że parę razy rozmawialiśmy
ze sobą naprawdę szczerze i nieraz miałem wrażenie, że znalazłem pierwszego od
dłuższego czasu przyjaciela, ale zaraz potem działo się coś przez co
przestawałem jej ufać.
Teraz kiedy byłem pewien, że
wcale nie współpracuje z tymi pierdolonymi sukinsynami, którzy mają czelność
tak długo mnie tu przetrzymywać nie chce żeby umierała. Nie chcę zostać tu
całkowicie sam. Odkąd ona jest tutaj przynajmniej mam do kogoś się odezwać, choćby miałoby to być wyżywanie się, czy nudne uświadamianie tego, że żyje w jakiejś cholernej szklanej bańce.
Przez chwilę wpatruję się w to
jak jej klatka piersiowa z wielkim trudem unosi się i opada. Wiem, że walczy o
każdy oddech. Kto by pomyślał, że taka niepozorna dziewczyna, która
bardzo mało wie o życiu będzie o nie walczyć jak lwica.
Kładę się na boku dokładnie obok niej. Twarz ma nadal pokrytą siniakami, ale to i tak nie zmienia faktu, że jest
jedną z piękniejszych dziewczyn jakie kiedykolwiek widziałem. Przynajmniej nie
ma na sobie tony tynku, który naprawdę po pewnym czasie zaczął mnie nudzić.
Nawet nie wiem kiedy zasypiam jak
dziecko.
___________________________________
Wiem, że nie spodziewaliście się tego rozdziału już dziś, ale coś tknęło mnie żeby właśnie dziś go opublikować. Mam parę do przodu już napisanych, więc co mi szkodzi? ;)
Macie upragnioną perspektywę Hazzy!
Mam nadzieję, że tą trochę brutalną scenę udało mi się napisać na tyle, że daliście rade ją sobie wyobrazić.
Na prawdę bardzo smutno mi z powodu tego, że obserwatorów jest dużo, ale komentarzy nie przybywa. Chyba nawet ich liczba się zmniejsza ;/ Kiedy widzę coś takiego automatycznie odchodzi mi ochota na pisanie, więc jeśli zależy wam na tym, aby ta historia była kontynuowana to lepiej zacznijcie komentować.
Tak w ogóle nie chcę was szantażować 20= komentarz, ale jak sytuacja przez ten miesiąc się nie poprawi to obawiam się, że jednak będę musiała to zastosować.
Przy okazji zapraszam na nowego bloga z recenzjami książek TUTAJ
Jeśli chcecie abym wyraziła swoja opinię na temat danego utworu to po prostu napiszcie w komentarzu (ale nie tutaj ;d)
Dziękuję, że jesteście! :*
PS: Powodzenia dla maturzystów :)
... O kurczę.
OdpowiedzUsuńTylko to przyszło mi na myśl, kiedy skończyłam czytać..
Nie martw się - świetnie opisałaś tą brutalną scenę, aż mnie coś zabolało xD
No i jeszcze perspektywa, króciutka, ale jednak - Hazzy!
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział :)
Pozdrawiam ;D
Strasznie mi się podoba ten rodział ;)
OdpowiedzUsuńMimo że pierwsza część nie należy do przyjemnych, to chyba jak na razie mój ulubiony.
Biedna April ;c Aż mnie w brzuchu ściska, jak widzę przed oczami te sceny.. brr ;/
Perspektywa Harrego jest taka dsughkflasa <3 W końcu nie jest zapatrzonym w siebie dupkiem ;)
Czekam na kolejny! ;)
Jejciu rozdział świetny. A gdzie był jej świetny obronca, pewnie pił z kimś. Pozdrawiam ~ Kaśka
OdpowiedzUsuńAwwwww *.* Matko, matko, matko . *.* Rozdział jest Z A J E B I S T Y ! ! ! Nic dodać, nic ująć . Jeej, kiedy będzie następny? Nie masz może ochoty dodać go dzisiaj? ^^
OdpowiedzUsuńMoje komentarze są tutaj zbędne, gdyż jest on idealny!
Pozdrawiam . :*
Rozdział jest świetny <33
OdpowiedzUsuńHarry taki opiekuńczy ^^
czekam na kolejny :3
Harry w końcu zmadzrzal. Mam nadzieję, że April szybko dojdzie di siebie.
OdpowiedzUsuńBuziaki i weny:*
P.S. Masz nowego obserwatora
omg nie moge sie wyslowic z wrazenia BOOMMBBAA
OdpowiedzUsuńKocham cię normalnie ale czekam na tak zwaną kursywe albo czerwoną czciake haha taki zboczuch ja :33 czekam na next @hipsterada69 to mój profil ma asku :* <33
OdpowiedzUsuńcudny rozdział <3 jestem twoją wierną czytelniczką :) powiem ci ze ten blog jest najlepszy jaki czytałam o porwaniu :) życzę weny ~ Roksi
OdpowiedzUsuńGrr nienawidzę rodziców April! Jak można tak zwlekać z wpłatą sumy za jedyną córkę?! No jak!?
OdpowiedzUsuńWidziałam filmy z nagraniami porwań itd. itp. Ale o takim jeszcze nie słyszałam i bardzo współczuję bohaterce...
Aww a Hazza jest w tym rozdziale cudowny... Znaczy pod koniec rozdziału :)
Sweet Berry :>
SZOK
OdpowiedzUsuńMam tysiąc myśli na minutę i po prostu co...? jak...? czemu...? Biedna April :(
Mimo że na Wf-ie wpadłam przez takiego dupka na ścianę ( mocno )to co April przeżyła boli mnie bardziej . Jak ja was dupki tak potraktuje to nie wstąpienie przez tydzień albo dłużej ( kiedyś taki jeden nazwał Hazze pedałem i itp . I go pobiłam nie wyzywa się Hazzy ) a perspektywa Hazzy ohhhhh cud miód malina a cały rozdział jest CUDOWNY jyrfhmjytfbmhfvn dobra ide spać heh
OdpowiedzUsuńgenialny <3
OdpowiedzUsuńeee . Nie potrzebnie to sobie wyobrażałam . Aż mnie ciarki przechodzą.
OdpowiedzUsuńHazza...hmmm . Polubilam go . Jest fajny ,choć czasem mam ochotę go udusić.
pięknie napisałaś ten rozdział.
czekam z niecierpliwością na następny rozdział.
Bardzo cię przepraszam,ze nie komentowałam, ale ostatnio w ogóle nie znajduję na to czasu.. ale mam nadzieję,że to się poprawi i będę już komentować każdy :)
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam się takiego obrotu akcji... Świetnie opisałaś tą pierwszą scenę,aż po mnie ciarki przechodziły! A to jak Harry zachował się w stosunku do niej... zwaliło mnie z nóg,że tak zaczął się nią opiekować, ale to chyba dobrze? ;)
Czekam na następny rozdział :) Życzę weny! :**
Świetne, ciekawi mnie to czy rodzice April serio nie wpłacają pieniędzy czy oni po prostu ciagle chcą więcej po zapłacie. Biedna April, a Harry taki kochany ( w końcu :) ). Pisz dalej... xoxo
OdpowiedzUsuńW końcu mogę powiedzieć ze Harry nie jest taki zły no i się rozwija wszystko czekam na kolejne :p
OdpowiedzUsuńsuper rozdział ! czekam nn<3
OdpowiedzUsuńJuż sie bałam że oni ją zabiją ! .. Rodział fajny ale ta scena była straszna .. XD czekam na kolejny ; 33
OdpowiedzUsuńSuper opowiadanie !!!!
OdpowiedzUsuńWreszcie nadszedl czas na Hazz'e :D
OdpowiedzUsuńWyobrazilam sobie ta straszna scene i az mi lza w oku stanela , jacy oni sa brutalni , harry się o nia martwi tak jakby byla już jego dziewczyna , mam nadzieje ze to nastapi kiedys :D
czekam na next :d
świetny <3
OdpowiedzUsuńTa brutalna scena była opisana tak dobrze, że aż mnie zabolało. Biedna April. Dobrze, że jest Harry, który się nią zaopiekuje.
OdpowiedzUsuńno co można powiedzieć no nic, super czekam na następny :)
OdpowiedzUsuńBiedna April..:'((....jak to czytałam no aż mnie zemdliło....;///...nareszcie czas na Hazze..;DD...rozdział GENIALNY..;))czekam na nexta..;))
OdpowiedzUsuńOMG zaczepisty rozdział koczam cię!!!!!!!
OdpowiedzUsuń